Prokuratura złożyła do sądu wniosek o ponowne przesłuchanie jednego z funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa, którzy zeznawali w sprawie wypadku drogowego Beaty Szydło w Oświęcimiu, w lutym 2017 roku.

To ten funkcjonariusz mówił niedawno w mediach, że złożył wcześniej fałszywe zeznania, że kolumna którą podróżowała ówczesna premier Beata Szydło miała włączone sygnały zarówno świetlne jak i dźwiękowe.

"Ta deklaracja funkcjonariusza SOP w tym zakresie, nie zmienia nic. Ustalenia poczynione przez prokuraturę i sąd są dokładnie takie. Kolumna poruszała się bez sygnałów dźwiękowych uprzywilejowania. Miała tylko sygnały świetlne. Sebastian Kościelnik zatrzymał pojazd przy prawej krawędzi jezdni, tak jak dwaj inni kierowcy. Tym samym w sposób jednoznaczny wskazał, iż traktuje te pojazdy jako uprzywilejowane. Tylko w takiej sytuacji, mógł zjechać do prawej krawędzi jezdni i zatrzymać samochód. Natomiast, to co zrobił później, było konsekwencją nieznajomości przez niego przepisów" - mówi w rozmowie z Markiem Balawajdrem prokurator Rafał Babiński.

Dziś w sądzie w Krakowie kolejna rozprawa w sprawie odwoławczej od wyroku sądu pierwszej instancji. Uznał on winę Sebastiana Kościelniaka i jednocześnie umorzył postępowanie.

Wypadek Beaty Szydło

Do wypadku kolumny rządowej wiozącej ówczesną premier Beatę Szydło doszło 10 lutego 2017 roku. Trzy pojazdy wyprzedzały w Oświęcimiu fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zacząć skręcać w lewo i uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu. Limuzyna wjechała w drzewo, poszkodowana została Szydło oraz funkcjonariusze BOR.

Po długim śledztwie i procesie w lipcu 2020 roku Sąd Rejonowy w Oświęcimiu zdecydował, że kierowca auta osobowego Sebastian Kościelnik jest winny nieumyślnego spowodowania wypadku drogowego. Obrona zapowiadała wtedy apelację.

Były oficer BOR: Składaliśmy fałszywe zeznania

W połowie grudnia w rozmowie z GW Piotr Piątek, były oficer BOR, który był w grupie funkcjonariuszy jadących z Beatą Szydło w rządowej kolumnie w lutym 2017 roku, powiedział, że on i inni BOR-owcy składali fałszywe zeznania. Wszyscy funkcjonariusze mieli zapewniać śledczych, że kolumna jechała prawidłowo, używając sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Piątek przekonuje, że to nie była prawda, a on i inni funkcjonariusze za wiedzą przełożonych porozumieli się, by składać fałszywe zeznania.

Kolumnę można uznać za uprzywilejowaną, gdy ma włączone sygnały świetlne i dźwiękowe. Świadkowie zapewniali, że dźwięków nie było i podobnie uznał sąd w Oświęcimiu. Stwierdził, że kierowca BOR również złamał przepisy, ale nie postawiono mu zarzutów.

Były oficer BOR powiedział, że sygnałów dźwiękowych nie włączano najprawdopodobniej ze względów wizerunkowych. Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy". Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji - powiedział. Piątek stwierdził, że fałszywe zeznania składał, gdyż wiedział, że musi to robić, jeśli chce "dalej pracować i awansować". Taką wersję miał przekazać mu dowódca zmiany. 


Opracowanie: