Liczenie głosów trwałoby prawdopodobnie kilka dni, a ilość dokumentacji zgromadzonej w komisjach sięgałaby dziesiątków ton - takie mogą być skutki zarządzenia powszechnych wyborów korespondencyjnych. Do Senatu, który w przyszłym tygodniu zacznie prace nad ustawą w tej sprawie, wpływają opisujące je opinie doświadczonych członków komisji wyborczych.

Największym kłopotem będzie liczba dokumentów i źle zaplanowane składy komisji wyborczych, które nie mogą liczyć więcej niż 45 osób. W dużych miastach to stanowczo za mało do zliczenia setek tysięcy głosów, które trzeba wyjąć z pakietów i odnotować w spisach wyborców. Na dodatek trudno wyobrazić sobie zaplanowanie ich pracy w takim gronie przy konieczności zachowania bezpieczeństwa w związku z epidemią.

Jak wylicza członek komisji w Krakowie, liczący 630 tys. osób spis wyborców będzie tam liczył prawie 32 tysiące kartek A3, o łącznej wadze ponad 300 kg. Ułożone jedna na drugiej przekroczą 3 metry wysokości. Przy takim ogromie danych sprawdzanie pojedynczych wyborców będzie niemal nierealne.

Członek komisji z Łodzi wylicza z kolei, że łączna waga zgromadzonych w niej dokumentów z pakietami do głosowania sięgnie 50 ton, co zagraża wytrzymałości podłóg w lokalu komisji. Co więcej, każda pomyłka wymaga liczenia głosów od nowa, co można łatwo przeprowadzić na tysiącu czy dwóch tysiącach, ale nie przy setkach tysięcy głosów.


Opracowanie: