To, co dzieje się wokół wyborów prezydenckich, stawia polską służbę konsularną w trudnym położeniu - mówi RMF FM polski dyplomata pracujący w Stanach Zjednoczonych. W rozmowie z naszym korespondentem Pawłem Żuchowskim podkreśla, że przygotowanie głosowania korespondencyjnego byłoby ze względu na brak czasu technicznie niemożliwe, a organizowanie tradycyjnych lokali wyborczych wbrew zaleceniom lokalnych władz nazywa wprost szaleństwem.

Pragnący z oczywistych względów zachować anonimowość dyplomata zaznacza, że nasze służby za Oceanem wciąż nie wiedzą, jak ostatecznie przebiegnie głosowanie w Stanach Zjednoczonych.

"Wyborcy za granicą, zgodnie z obecnie obowiązującym stanem prawnym, będą mogli zagłosować w obwodach głosowania utworzonych za granicą wyłącznie osobiście" - czytamy w komunikacie opublikowanym na stronie gov.pl.

Równocześnie jednak w oświadczeniu zaznaczono, że jeśli wejdzie w życie ustawa o powszechnym głosowaniu korespondencyjnym - nad którą w tej chwili pracuje Senat - to właśnie ona stanowić będzie podstawę prawną do przeprowadzenia wyborów.

Na tych planach polski dyplomata w USA, z którym rozmawiał Paweł Żuchowski, nie zostawia suchej nitki.

Gdyby bowiem przepisy o powszechnym głosowaniu korespondencyjnym faktycznie zostały uchwalone, to w Stanach Zjednoczonych rejestracja wyborców miałaby zakończyć się - wedle obecnie obowiązujących terminów - o północy z 7 na 8 maja. Same wybory natomiast - z racji różnicy czasu - miałyby odbyć się 9 maja.

"Mamy więc w zasadzie jeden dzień: nie ma technicznej możliwości, aby ludziom w tak ogromnym kraju, w warunkach pandemii, dostarczyć (w tak krótkim czasie) karty do głosowania" - podkreśla polski dyplomata.

Z kolei organizowanie tradycyjnych lokali wyborczych wbrew lokalnym zaleceniom, obowiązującym w czasie pandemii, nazywa wprost szaleństwem.

Jak mówi: organizowanie głosowania, gromadzenie ludzi przed konsulatami, kiedy lokalne władze przekonują do pozostania w domach, może grozić nawet zgrzytem dyplomatycznym.

W rozmowie z korespondentem RMF FM podkreśla również: "Nie jesteśmy w stanie zapewnić wyborcom bezpieczeństwa".