Zarzut dotyczący nadużycia przy przebiegu wyborów usłyszał przedstawiciel jednej z obwodowych komisji wyborczych w Bytomiu. Jak wynika z ustaleń policji, po zamknięciu lokalu wyborczego dopisywał znak „X” na wyjętych z urny kartach do głosowania. W ten sposób miał przerobić cztery karty na szkodę dwóch kandydatów.

W niedzielę o 21.14 - a więc kilkanaście minut po zamknięciu lokali wyborczych w całym kraju - o nieprawidłowościach w jednej z komisji w Bytomiu poinformował policję jej przewodniczący. Zauważył, jak jeden z członków komisji dopisywał znaki X. Przyłapał go na gorącym uczynku. Kiedy członkowie komisji podzielili się kartami do sprawdzenia, jeden z nich dziwnie się zachowywał - ustawił się z tyłu, wziął długopis i coś dopisywał - opowiada rzecznik śląskiej policji podinspektor Aleksandra Nowara.

Według ustaleń policji, 52-letni przedstawiciel komisji zdążył dopisać cztery znaki "X" na czterech kartach z przydzielonej mu do sprawdzenia sterty dokumentów. Cztery głosy, oddane na dwóch kandydatów, stały się nieważne.

Mężczyzna został zatrzymany. Policjanci zabezpieczyli karty i długopis, którego używał 52-latek.

Mężczyzna odmawia składania wyjaśnień

W komendzie policji mężczyzna odmówił składania wyjaśnień, nie potwierdził ani nie zaprzeczył, że coś dopisywał na kartach. Był trzeźwy. W poniedziałek usłyszał zarzut z art. 248 Kodeksu karnego, zgodnie z którym kto niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia lub podrabia protokoły lub inne dokumenty wyborcze albo referendalne podlega karze do 3 lat więzienia. Podejrzany trafił pod dozór policji i został zobowiązany do wpłaty 2 tys. zł poręczenia majątkowego - informują policjanci.

Podczas I tury wyborów prezydenckich śląska policja odnotowała łącznie 33 różnego rodzaju incydenty. Np. w Mysłowicach ktoś wyniósł poza lokal wyborczy dwie karty wyborcze. Pracujący w kopalni w Czechach górnik, który głosował w lokalu wyborczym w Jastrzębiu-Zdroju kilka, godzin po oddaniu głosu dostał informację się, że ma dodatni wynik testu na koronawirusa.

Powiadomił o tym fakcie komisję. Wdrożono odpowiednie procedury. Jak ustalono, mężczyzna i członkowie jego rodziny, którzy towarzyszyli mu podczas głosowania, byli w maseczkach, podobnie jak członkowie komisji. Mężczyzna miał kontakt z tylko jedną osobą z komisji, został powiadomiony sanepid - powiedziała podinsp. Aleksandra Nowara.