Zarzuty usiłowania czynnej napaści na prezydenta, a także uniemożliwiania pracy ochraniającym go funkcjonariuszom usłyszał 34-letni Remigiusz D. mieszkaniec Torunia, który podczas wizyty Bronisława Komorowskiego w tym mieście ruszył gwałtownie w kierunku prezydenta. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Mówił, że chciał tylko zaprezentować prezydentowi materiały antyaborcyjne.

Remigiuszowi D. grozi do 5 lat więzienia. Zastosowano wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości 3 tys. złotych oraz dozór Policji.

Mężczyzna był wielokrotnie notowany przez policję; według wstępnych danych, ostatnio w 2007 r. w związku z udziałem w bójce i pobiciu, a wcześniej za groźby karalne, naruszenie nietykalności cielesnej, włamanie i uszkodzenie mienia.

Według policji w trakcie incydentu 34-latek w uniesionej lewej ręce trzymał reklamówkę, w której znajdowała się żółta koszulka z czerwonym logo Fundacji Pro - prawo do życia (symbolem płodu ludzkiego), w drugiej ręce miał ulotki i zdjęcia płodów po aborcji.

Po zatrzymaniu Remigiusza D. wydała oświadczenie Fundacja Pro - prawo do życia, występującą w obronie życia poczętego i przeciw aborcji. "Oświadczamy, że mężczyzna uczestniczący w zgromadzeniu publicznym przed ratuszem miejskim pobrał nasze ulotki z intencją pokazania ich Bronisławowi Komorowskiemu. Po przeanalizowaniu materiałów filmowych z miejsca zdarzenia stwierdzamy jednak, że działał zbyt gwałtownie, co mogło wywołać wrażenie, że jego intencje są inne od deklarowanych. Mężczyzna ten wcześniej pojawiał się na akcjach Pro - prawo do życia i nigdy nie dawał podstaw do powątpiewania w jego intencje. Tak jak potępiamy przemoc wobec nienarodzonych, tak też potępiamy przemoc w debacie publicznej".

(mn)