Andrzej Duda nie tyle wygrał wybory, co Bronisław Komorowski je przegrał, a wynik jest oznaką zmęczenia rządami PO - tak rezultat wyborów prezydenckich komentuje socjolog, publicysta Maciej Gdula. Według sondażowych danych, kandydat PiS zdobył 52 procent głosów.

Duda nie tyle wygrał te wybory, co Komorowski je przegrał. Duda nie zaprezentował w tej kampanii siebie jako wielkiego wizjonera, jako polityka, który ma wielkie zdolności polityczne i jest politykiem dużego formatu. Raczej zaprezentował się jako ktoś, kto jest młodszy od Komorowskiego, trochę bardziej aktywny. Udało mu się wyzyskać krytykę Platformy do pokonania prezydenta. Częściowo wygrana Dudy jest oznaką zmęczenia rządami PO - ocenił Gdula w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

Według niego, w czasie kampanii Andrzej Duda trafnie przypominał kwestie kontrowersyjne, które nie przysparzały PO popularności. Na przykład podniesienie wieku emerytalnego. To było dość wiarygodne, kiedy mówił o tym w debatach, wtedy też dobrze wypadał. Tu wyrażał rzeczywiście społeczny gniew. Nie chodziło tylko o podniesienie wieku, ale też o to, że prezydent przed poprzednimi wyborami zapowiadał, że to będzie opcjonalne. Spotkanie Komorowskiego z Janem Guzem (szefem OPZZ) przed drugą turą już nie pomogło. Przylgnęło do Platformy, że podniosła wiek emerytalny - zaznaczył socjolog.

Jego zdaniem, innym źródłem sukcesu Dudy była nieufność wobec PO wielu środowisk, np. pielęgniarek, nauczycieli czy części środowiska naukowego. W związkach zawodowych, a także coraz częściej w publicystyce, mówi się o tym, że PO dokonuje takiej pełzającej prywatyzacji. To jest realny strach przed tym, co się stanie po jesiennych wyborach - i wybór Dudy jest wyborem kogoś, kto jest rodzajem bezpiecznika. To jest ktoś, kto może pewne rzeczy zawetować, opóźniać, osłabiać - wyjaśnił Gdula.

Podkreślił, że o przegranej Komorowskiego zadecydowała kampania - jak stwierdził, prezydent "startował z bardzo wysokiego pułapu i całe poparcie dla siebie roztrwonił". Kampania przed pierwszą turą była nieudana. Natomiast w drugiej turze, w pierwszej debacie, wypadł zaskakująco dobrze - ale to dlatego, że wcześniej wypadał bardzo źle. W drugiej debacie obydwaj kandydaci wypadli dość słabo, debata była na dość niskim poziomie, mam wrażenie, że to zaważyło na wyniku. Nie zademonstrowali się obydwaj jako mężowie stanu, wielkoformatowi politycy - ocenił.

Wśród przyczyn przegranej Komorowskiego Gdula wymienił również niekonsekwencję. Z jednej strony w drugiej turze wyborów chciał się prezentować jako polityk przewidywalny, z drugiej zaproponował coś, co było kwintesencją nieprzewidywalności - referendum, które było krytykowane. (...) Zaczął się skłaniać też ku Kukizowi, który przez wyborców ewentualnie sprzyjających Komorowskiemu nie jest uważany za kogoś przewidywalnego i wiarygodnego - mówił. Jak dodał, takie działania osłabiły wizerunek Komorowskiego jako męża stanu i kogoś, na kogo można liczyć w kwestii zachowywania istniejącego porządku politycznego. On sobie tym posunięciem bardzo zaszkodził - podkreślił.

Socjolog zauważył ponadto, że wygrana Dudy jest pierwszym zwycięstwem PiS w wyborach po latach porażek. To zmienia sposób myślenia ludzi, elektoratu, o szansach poszczególnych ugrupowań. Wcześniej to PiS był tym, który zawsze przegrywał, a PO zawsze tą, która wygrywa. Nagle PiS zdobywa prezydenturę. To sprawia, że ludzie będą przychylnie patrzeć na PiS - ocenił. Dodał, że ludzie mogą zacząć myśleć o PiS jako o partii, która może rządzić w koalicji z ewentualnym ugrupowaniem Pawła Kukiza.

Z drugiej jednak strony, wizja PiS idącego po władzę i ewentualnej koalicji tej partii z partią Kukiza może - zdaniem Gduli - zmobilizować elektorat PO.

(edbie)