"Ostateczne głosowanie nie doprowadziło do wydania werdyktu skazującego, ale treść zarzutu nie podlega dyskusji" – tak prezydent USA Joe Biden skomentował uniewinnienie Donalda Trumpa przez Senat w procesie impeachmentu. Podkreślił, że "nawet ci senatorowie, którzy głosowali przeciwko wydaniu werdyktu skazującego, jak np. lider republikanów w Senacie Mitch McConnell, uważają, że Donald Trump jest winny jaskrawego naruszenia swoich obowiązków i ponosi moralną odpowiedzialność za to, co sprowokował: przemoc, która wyraziła się atakiem na Kapitol".

W procesie impeachmentu Donald Trump został uniewinniony przez amerykański Senat: byłego prezydenta USA oczyszczono z zarzutu podżegania do buntu.

Chodziło o szturm jego zwolenników na Kapitol 6 stycznia.

Zwolennicy Donalda Trumpa wtargnęli do Kapitolu tuż po wiecu prezydenta

Te bulwersujące wydarzenia rozegrały się na dwa tygodnie przed przejęciem władzy w Stanach Zjednoczonych przez Joe Bidena, tuż po wiecu z udziałem Donalda Trumpa.

W czasie wiecu odchodzący prezydent - od tygodni powtarzający hasło o "ukradzionych wyborach" - powiedział swym sympatykom m.in.: "Jeśli nie będziecie walczyć jak diabli, nie będziecie już mieć kraju".

Po tym wystąpieniu tłum zagorzałych zwolenników Trumpa ruszył na Kapitol i wtargnął do gmachu Kongresu, który zajmował się akurat ostatecznym zatwierdzeniem zwycięstwa Joe Bidena w listopadowych wyborach prezydenckich.

Posiedzenie przerwano, kongresmeni - a także przebywający wówczas w budynku wiceprezydent USA Mike Pence - zostali ewakuowani.

Protestujący głośno domagali się, by prezydentem Stanów Zjednoczonych pozostał Donald Trump, skandowali m.in. hasło: "Zatrzymać oszustwo!".

Część z nich była uzbrojona: służby przejęły kilka sztuk broni, znaleziono również dwie bomby rurowe.

Aresztowano tego dnia kilkudziesięciu ludzi.

W trakcie zamieszek zginęło czworo demonstrantów, a dzień później w szpitalu zmarł policjant, który odniósł w starciach poważne obrażenia.

Większość senatorów uznała Trumpa winnym. Ale mieli za małą przewagę

W procesie impeachmentu Senat USA uwolnił jednak Donalda Trumpa od zarzutów podżegania tłumu jego zwolenników do ataku na Kapitol.

Co prawda, za uznaniem Trumpa winnym głosowało 57 senatorów - w tym 7 republikanów - a 43 było temu przeciwnych, ale taka przewaga nie wystarczyła do uznania winy byłego prezydenta. Konieczna do tego jest większość dwóch trzecich głosów: za uznaniem Trumpa winnym musiałoby więc zagłosować co najmniej 67 senatorów.

Już po głosowaniu winę Donalda Trumpa uznali w przemówieniach nie tylko przywódca demokratów w Senacie Chuck Schumer, ale i lider republikanów Mitch McConnell.

Według tego ostatniego, były gospodarz Białego Domu zaniedbał swoje obowiązki i ponosi moralną odpowiedzialność za atak na Kapitol.

Co jednak ciekawe, mimo przekonania o winie Trumpa McConnell zagłosował przeciwko wydaniu werdyktu skazującego.

Joe Biden: Treść zarzutu nie podlega dyskusji

Winę Donalda Trumpa podkreślił w oświadczeniu wydanym po głosowaniu w Senacie również prezydent Joe Biden.

"Ostateczne głosowanie nie doprowadziło do wydania werdyktu skazującego, ale treść zarzutu nie podlega dyskusji. Nawet ci senatorowie, którzy głosowali przeciwko wydaniu werdyktu skazującego, jak np. lider republikanów w Senacie Mitch McConnell, uważają, że Donald Trump jest winny jaskrawego naruszenia swoich obowiązków i ponosi moralną odpowiedzialność za to, co sprowokował - przemoc, która wyraziła się atakiem na Kapitol" - głosi opublikowane przez Biały Dom oświadczenie Bidena.

Prezydent dodał w nim, że "ten smutny rozdział naszej historii przypomina nam, że demokracja jest krucha i że musi być stale broniona oraz że zawsze musimy być czujni".

Joe Biden podkreślił także, że wszyscy Amerykanie, a zwłaszcza ich przywódcy, "mają obowiązek bronić prawdy i zwalczać kłamstwo".

"W ten sposób zakończymy tę wojnę i uzdrowimy duszę naszego narodu. W Ameryce nie ma miejsca dla przemocy i ekstremizmu" - zaznaczył prezydent USA.