Wyzwiska i personalne ataki zdominowały pierwszą telewizyjną debatę prezydencką za Oceanem: Donald Trump i Joe Biden nie unikali ostrych słów i wzajemnie sobie przerywali. Emocje towarzyszyły dyskusjom nt. problemu rasizmu i reakcji państwa na pandemię koronawirusa.

Wyzwiska i personalne ataki zdominowały pierwszą telewizyjną debatę prezydencką za Oceanem: Donald Trump i Joe Biden nie unikali ostrych słów i wzajemnie sobie przerywali. Emocje towarzyszyły dyskusjom nt. problemu rasizmu i reakcji państwa na pandemię koronawirusa.
Debata prezydencka /MICHAEL REYNOLDS /PAP/EPA

"Klaun", "piesek Putina", "nie jest zbyt bystry". Debata przesycona osobistymi atakami

Przez całą, odbywającą się w Cleveland w stanie Ohio debatę walczący o reelekcję republikanin Donald Trump i były wiceprezydent USA, demokrata Joe Biden nie szczędzili sobie ostrych słów.

"Jesteś najgorszym prezydentem, jakiego kiedykolwiek miała Ameryka" - mówił, zwracając się do Trumpa, Biden.

Nazwał również prezydenta "klaunem".

W innym momencie debaty, odnosząc się do doniesień amerykańskich mediów o tym, że Rosja płaciła talibom w Afganistanie za ataki na amerykańskich żołnierzy, demokrata stwierdził, że Trump "odmawia powiedzenia Putinowi czegokolwiek o nagrodach za głowy amerykańskich żołnierzy". Nazwał wówczas miliardera "pieskiem Putina".

Trump odcinał się, m.in. komentując polityczny dorobek 78-letniego Bidena. "Przez 47 lat nie zrobiłeś niczego" - stwierdził.

W niewybredny sposób zaatakował również syna swego rywala, Huntera Bidena.

Biden do Trumpa: "Czy ty się zamkniesz, człowieku?"

Gorącą atmosferę próbował temperować moderator debaty, doświadczony dziennikarz telewizji Fox News Chris Wallace.

Już na początku starcia musiał upomnieć Trumpa, by nie przerywał przeciwnikowi i przestrzegał ustalonych przez sztaby zasad debaty.

Ciągłe przerywanie jego wypowiedzi zirytowało Bidena, który w pewnym momencie rzucił do Trumpa: "Czy ty się zamkniesz, człowieku?". Po chwili ocenił, że zachowanie miliardera "jest nieprezydenckie".

Również w innym momencie debaty zasugerował, by Trump zamilkł.

Prezydent nie pozostawał mu dłużny: stwierdził m.in., że Biden "nie jest zbyt bystry", i dodał, że demokrata miał słabe wyniki w szkole.

Biden zarzuca Trumpowi zatajanie informacji nt. koronawirusa, Trump narzeka na "nieuczciwe" traktowanie przez media

W wątku debaty poświęconym odpowiedzi państwa na pandemię koronawirusa Biden przypominał, że za rządów Trumpa na Covid-19 zmarło w Stanach Zjednoczonych ponad 200 tysięcy ludzi. Zarzucił mu bezduszność i brak planu przeciwdziałania pandemii.

"Nigdy nie wykonałbyś takiej pracy jak my" - ripostował Trump.

Narzekał również, że w kwestii Covid-19 media traktują go nieuczciwie, i podkreślał, że za walkę z pandemią chwalą go nawet niektórzy gubernatorzy Partii Demokratycznej.

Biden pytał natomiast: "Czy można wierzyć człowiekowi, który mając pełną wiedzę o negatywnych skutkach epidemii jeszcze w lutym - co potwierdzają świadectwa - jednocześnie zatajał je przed społeczeństwem?".

Powtórzył w tym kontekście, że Donald Trump jest kłamcą.

Trump przyznaje: Nie chcę płacić podatków

W trakcie debaty prezydent-miliarder zapytany został o swoje podatki.

"Mając w swej gestii 19 spółek i ogromne zyski, nie zapłacił skarbowi państwa należnych mu miliardów dolarów" - zarzucił Trumpowi Biden.

Sam prezydent natomiast, zapytany przez Chrisa Wallace'a o to, ile federalnego podatku dochodowego zapłacił w latach 2016 i 2017, odparł, że były to "miliony dolarów".

Równocześnie przyznał, że "nie chce płacić podatków".

Doniesienia renomowanego dziennika "New York Times" - według którego Trump zapłacił w latach 2016-17 zaledwie... 750 dolarów tego podatku - prezydent jeszcze przed debatą określił jako "totalny fake news".

Problem rasizmu. Biden o Trumpie: "Dolewa oliwy do ognia"

Szeroko komentowana jest w amerykańskich mediach odpowiedź Donalda Trumpa na pytanie Wallace'a o to, czy jest dzisiaj "gotów potępić białych suprematystów". Już w trakcie zadawania pytania Trump odparł cicho "sure", czyli "pewnie", później zaś dodał, że "jest do tego skłonny".

Ponaglany przez moderatora i Joe Bidena do deklaracji potępiającej białych suprematystów, gospodarz Białego Domu stwierdził natomiast, że przemoc "to nie jest problem prawicy, lecz lewicy".

Przywołał przykład Antify: skrajnej lewicowej organizacji, którą nazwał radykalną i niebezpieczną.

Biden stwierdził w odpowiedzi - zaznaczając, że taka jest również ocena szefa FBI Christophera Wraya - że Antifa to "idea, a nie organizacja".

Odniósł się również do reakcji prezydenta na masowe gwałtowne protesty przeciwko rasizmowi, jakie przetoczyły się przez Stany Zjednoczone pod koniec wiosny: podczas niektórych z nich dochodziło do przemocy ze strony radykalnych grup politycznych.

W tym kontekście Biden zarzucił Trumpowi, że "nie chce uspokoić sytuacji", nie próbuje współpracować, a zamiast tego "dolewa oliwy do ognia".

Trump atakuje syna Bidena

Zgodnie ze swoimi zapowiedziami z wyborczych wieców gospodarz Białego Domu zaatakował w debacie syna swojego rywala.

Stwierdził, że Huntera Bidena wyrzucono z wojska za branie kokainy oraz że "dorobił się fortuny na Ukrainie i w Chinach".

"Mój syn, podobnie jak wielu ludzi, których znamy, miał problem z narkotykami. Przezwyciężył go. Pracował nad tym i jestem z niego dumny" - odpowiedział na to Joe Biden.

Pierwsza z serii trzech debat. Każdą obejrzą dziesiątki milionów Amerykanów

Starcie w Cleveland rozpoczęło cykl trzech prezydenckich debat przed wyborami 3 listopada. Kolejną zaplanowano na 15 października w Miami, a ostatnią na 22 października w Nashville.

Ekscytujące opinię publiczną pojedynki transmitowane są przez wszystkie największe amerykańskie stacje telewizyjne, a każdą debatę - według szacunków - obejrzą w domach i barach dziesiątki milionów Amerykanów.

Równocześnie jednak ponad 70 procent uprawnionych do głosowania w USA twierdzi, że seria debat nie będzie miała większego wpływu na ich polityczny wybór.

Wyborczy potencjał telewizyjnych pojedynków jest jednak ogromny: jak wynika bowiem z sondażu dla "Wall Street Journal", co dziesiąty wyborca nie podjął jeszcze decyzji, kogo poprze w tegorocznym wyścigu do Białego Domu.