​Kandydaci ubiegający się o prezydencką nominację Partii Republikańskiej (GOP) zgodnie zaapelowali podczas wczorajszej debaty telewizyjnej, by Senat USA uniemożliwił prezydentowi Obamie nominowanie nowego członka Sądu Najwyższego, na następcę zmarłego sędziego Antonina Scalii. Komentatorzy zwracają uwagę, że debata, w której brało udział już tylko sześciu kandydatów GOP, po tym jak kilku wycofało się po porażce w prawyborach w Iowa i New Hamshire, była znacznie agresywniejsza niż poprzednie.

W trakcie debaty, która odbyła się w sobotę wieczorem czasu lokalnego w Karolinie Południowej (to właśnie w tym południowym stanie odbędą się w sobotę za tydzień kolejne prawybory) kandydatom puszczały nerwy, wielokrotnie dochodziło do ostrej wymiany zdań, a nawet wyzywania się od kłamców.

"Ta debata zaczyna przypominać pijaną rodzinę podczas kolacji w święto Dziękczynienia" - komentowała na Twitterze Karen Tumuly, polityczna komentatorka "Washington Post".

Trump po raz kolejny zaatakował Jeba Busha, zarzucając mu, że nie chce przyznać, iż wojna w Iraku, którą w 2003 roku rozpoczął jego brat George W. Bush, była "błędem". Nigdy nas tam nie powinno było być. Kłamali, że (w Iraku) jest broń masowego rażenia, wiedząc, że jej tam nie ma - powiedział Trump.

Bush w odpowiedzi powiedział, że ma dość atakowania jego rodziny i brata, który "zapewnił naszemu krajowi bezpieczeństwo, podczas gdy Trump był zajęty swym programem reality show w telewizji". Oskarżył też miliardera o zbyt przychylne nastawienie do prezydenta Rosji Władimira Putina.

On (George W. Bush) zapewnił nam bezpieczeństwo? World Trade Center został zburzony za prezydenta George'a W. Busha - ripostował Trump, dodając, że stracił "setki przyjaciół" w zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 roku.

Z pomocą byłemu gubernatorowi Florydy przyszedł Rubio, który powiedział, że "codziennie dziękuje Bogu, że w czasie zamachów z 11 września prezydentem USA był G. W. Bush, a nie (Demokrata) Al Gore". Do zamachów na World Trade Center doszło, gdyż prezydent Bill Clinton nie zabił Osamy bin Ladena, gdy miał ku temu okazję - dodał.

Do ostrej kłótni dochodziło też miedzy dwoma senatorami kubańskiego pochodzenia. Senator z Teksasu oskarżył Rubio, że proponował "amnestię" dla nielegalnych imigrantów, będąc współtwórcą ponadpartyjnej ustawy o reformie prawa imigracyjnego, którą dwa lata temu odrzucił Kongres. W odpowiedzi Rubio oskarżył Cruza, że "kłamie" i zmieniał stanowisko, bo w przeszłości też wspierał zalegalizowanie pobytu nielegalnych imigrantów w USA. W pewnym momencie spór nabrał osobistego charakteru. Rubio wytknął Cruzowi, że nie mówi po hiszpańsku, na co ten zaczął coś wykrzykiwać w tym języku.

Trump wykorzystał moment i po raz kolejny zaatakował Busha, mówiąc że w kwestii imigracji "to Bush jest najsłabszy ze wszystkich kandydatów". Bush nie pozostał bierny i powiedział, że "słaby" to jest Trump, gdy obraża kobiety i Latynosów. Nawiązał tym samym do wypowiedzi Trumpa, w której określił on meksykańskich imigrantów jako "kryminalistów i gwałcicieli" i zapowiedział budowę muru na granicy z Meksykiem.

Spór o nominację nowego członka SN

Pojawiła się też kwestia nominacji nowego członka Sądu Najwyższego, na następcę zmarłego sędziego Antonina Scalii. To trzeba "opóźnić, opóźnić, opóźnić" - apelował Trump.

Sama debata rozpoczęła się od minuty ciszy, by uhonorować pamięć zmarłego w nocy z piątku na sobotę sędziego. Prezydent Barack Obama zapowiedział w specjalnym oświadczeniu w sobotę wieczorem, że nominuje jego następcę. Będzie ona wymagać zatwierdzenia przez Senat USA, pozostający obecnie pod kontrolą opozycyjnej Partii Republikańskiej.

Trump przyznał, że gdyby był prezydentem USA to tak jak Obama, próbowałby mianować następcę Scalii. Ale - jak dodał - liderzy Republikanów w Senacie nie powinni tej nominacji zatwierdzać.

Inni republikańscy pretendenci do fotela prezydenta USA uznali, że Obama nawet nie powinien nominować następcy Scalii, bo - jak argumentował senator z Florydy Marco Rubio - Obama jest obecnie tzw. "kulawą kaczką" (lame duck), jak w waszyngtońskim żargonie określa się prezydenta kończącego swój mandat, podczas gdy Kongres kontrolowany jest przez opozycję.

Ultrakonserwatywny senator Ted Cruz ostrzegł, że Obama nominując nowego liberalnego sędziego może zupełnie zmienić układ sił w Sądzie Najwyższym. Konserwatyści straciliby bowiem dotychczas przewagę nad liberałami w liczącym 9 sędziów Sądzie Najwyższym. Brakuje jednego sędziego, by Sąd Najwyższy naruszył wolności religijne Amerykanów - powiedział. Senat musi być silny w tej sprawie - dodał.

Brat i syn byłych prezydentów Jeb Bush przyznał, że Obama ma, zgodnie z konstytucją, prawo do nominacji nowego sędziego, ale powinno istnieć porozumienie między głową państwa a Senatem, co do osoby kandydata. Jestem jednak pewien, że Obama nie będzie miał konsensusu, kiedy wyśle swoją nominację do Senatu - powiedział Bush. Jak dodał, nowy sędzia SN powinien tak jak Scalia być "sprawdzonym konserwatystą".

(abs)