Rozpoczynająca się w poniedziałek krajowa konwencja Republikanów przed wyborami prezydenckimi w USA będzie próbą przekonania opinii publicznej, że partia jest zjednoczona wokół swego kontrowersyjnego kandydata do Białego Domu, Donalda Trumpa. Jego nominacja prezydencka jest już praktycznie zagwarantowana, ale przewiduje się, że nie zapewnia to spokoju na konwencji.

W czwartek komisja regulaminowa konwencji udaremniła starania działaczy partii dążących do zablokowania nominacji nowojorskiego miliardera, powszechnie krytykowanego jako nienadającego się na urząd prezydenta.

Trump zdobył w prawyborach 1543 delegatów na konwencję, znacznie powyżej wymaganej minimalnej większości - 1237. Jego przeciwnicy w Partii Republikańskiej (GOP) dążyli jednak do zmiany reguł, aby delegaci do niego "przypisani" - przyjeżdżający ze stanów, gdzie wygrał prawybory - byli zwolnieni z obowiązku głosowania na niego i mogli poprzeć na konwencji innego kandydata.

Ale w 112-osobowej komisji regulaminowej oponenci Trumpa, występujący pod hasłami: "Free the Delegates" (Uwolnijcie delegatów) i "Save Our Party" (Ratujcie naszą partię) nie zdołali zdobyć 28 głosów - minimum potrzebnego do formalnego zakwestionowania nominacji Trumpa na konwencji.

To było do przewidzenia. Na Trumpa głosowały miliony ludzi i odmówienie mu nominacji byłoby nie tylko obraźliwe dla nich, ale po prostu niemądre - powiedział politolog z George Washington University, Gary Nordlinger. Mimo zagwarantowanej nominacji Trumpa, sztab jego kampanii i organizatorzy konwencji mieli ogromne kłopoty ze skompletowaniem listy gości, którzy nadaliby splendoru jej i kandydatowi.

Zjazd bez VIP-ów

Zjazd zbojkotowali prominentni politycy GOP: byli prezydenci: George Bush i jego syn George W. Bush, byli kandydaci na prezydenta: senator John McCain i były gubernator Massachusetts Mitt Romney. Do Cleveland nie przyjadą rywale Trumpa w prawyborach: Jeb Bush i Marco Rubio. Od Trumpa odcięło się wielu znanych konserwatywnych publicystów, jak George Will i Bill Kristol, a niektórzy wysocy urzędnicy w republikańskich rządach, jak były minister finansów Hank Paulson, ogłosili, że będą w wyborach głosować na kandydatkę Demokratów, Hillary Clinton.

Aby powetować te braki, sztab Trumpa zaprosił na konwencję wielu celebrytów biznesu, sportu i świata rozrywki. Zaproszono słynnych zawodników futbolu amerykańskiego: Toma Brady i Tima Tebowa, oraz bokserskiego promotora Dona Kinga, ale wbrew początkowym informacjom nie ma ich na liście mówców. Przemówią natomiast: astronautka, pierwsza kobieta dowodząca promem kosmicznym Eileen Collins i gwiazda golfa Natalie Gulbis.

Ze znanych polityków na mównicy wystąpią: przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan, były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani, lider Republikanów w Senacie Mitch McConnell oraz przewodniczący Krajowego Komitetu GOP Rience Priebus. Politycy ci, przedstawiciele republikańskiego establishmentu, wielokrotnie krytykowali Trumpa, ale poparli go tłumacząc, że wymaga tego jedność partii.

W telewizyjnym "prime time" przemawiać też będą: wybrany przez Trumpa kandydat na wiceprezydenta, gubernator Indiany Mike Pence, jego główny rywal z prawyborów, senator Ted Cruz, popierający miliardera od początku były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich, oraz członkowie rodziny kandydata: jego żona Melanie, córka Ivanka i synowie.

Uroczysta nominacja Trumpa nastąpi w ostatnim dniu konwencji w czwartek. Tego dnia wieczorem kandydat wygłosi tradycyjne przemówienie.

Jak napisał w "Wall Street Journal" były główny doradca prezydenta George'a W. Busha Karl Rove, konwencja ma szczególne znaczenie dla Trumpa, gdyż według sondaży popiera go zaledwie 77 procent zarejestrowanych Republikanów. "Żeby wygrać wybory w listopadzie, potrzebuje 90 procent republikańskich głosów. Konwencja musi wykazać jedność partii, żeby Trump miał szanse" - napisał strateg Busha.

Partyjne konwencje przedwyborcze w USA, w przeszłości forum burzliwych debat i kłótni, po których wybierano kandydata na prezydenta, w ostatnich dekadach stały się głównie widowiskiem na użytek mediów służącym jak najlepszemu zaprezentowaniu kandydata, wcześniej wyłonionego w prawyborach.

Przewiduje się, że na tegorocznej konwencji GOP, mimo zapewnionej nominacji Trumpa, może tak jak kiedyś dojść do burzliwych sporów, a towarzyszące zwykle zjazdom demonstracje uliczne mogą mieć w Cleveland przebieg gwałtowny.

Urzędnicy przygotowani na najgorsze

Władze miasta przygotowują się na najgorsze. Spodziewając się demonstracji i masowych aresztowań, opróżniono część cel w więzieniach. Sądy mają pracować do godz. 1 w nocy. Nad zapewnieniem porządku w Cleveland będzie czuwać ponad 70 agencji policyjnych i ochroniarskich.

Wokół hali Quicken Loans Arena, gdzie odbędzie się konwencja, wytyczono obszerną strefę bezpieczeństwa, do której demonstranci nie będą mieli wstępu.

Organizatorzy protestów planują je w pobliżu tej strefy. Władze zakazały wnoszenia tam takich przedmiotów jak metalowe puszki na żywność, parasole z metalowymi zakończeniami, a nawet piłki tenisowe. Dozwolona jednak będzie broń palna - w tym nawet karabiny wojskowe AR-15 - gdyż wynika to z prawa w stanie Ohio. Prasa ostro to krytykuje, ostrzegając, że zwiększa to ryzyko tragicznych incydentów.

Możliwość użycia przemocy wzrasta w klimacie napięcia narosłego ostatnio po strzelaninach w stanach Minnesota, Luizjana i Teksas. Po zabiciu Afroamerykanów w Falcon Heights i Baton Rouge przez policję, czarnoskóry snajper zastrzelił pięciu policjantów w Dallas w Teksasie. Działacze radykalnej organizacji Black Panthers (Czarne Pantery) zapowiedzieli, że wybierają się do Cleveland z bronią.