​Jak informuje agencja Reutera, przesunięcie się polskiej polityki na prawo po wyborczym zwycięstwie PiS niepokoi Brukselę. Urzędnicy UE obawiają się, że Warszawa będzie wchodziła w konflikty z innymi państwami unijnymi w takich kwestiach jak polityka migracyjna i gospodarka.

​Jak informuje agencja Reutera, przesunięcie się polskiej polityki na prawo po wyborczym zwycięstwie PiS niepokoi Brukselę. Urzędnicy UE obawiają się, że Warszawa będzie wchodziła w konflikty z innymi państwami unijnymi w takich kwestiach jak polityka migracyjna i gospodarka.
Reuters: Przesunięcie się polskiej polityki na prawo niepokoi Brukselę / Zdj. ilustracyjne /Jacek Turczyk /PAP

Wieloletni szef biura Agencji Reutera w Brukseli Paul Taylor, powołując się na źródła unijne pisze, że powodem niepokoju jest obawa, iż nowy rząd Polski będzie mobilizować inne kraje Europy Wschodniej do konfrontacji z Brukselą. Urzędnicy boją się też, że Warszawa może nawoływać te państwa, by "naśladować (premiera Węgier) Orbana, konsolidując władzę".

Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker napisał do kandydatki na premiera Beaty Szydło, gratulując jej zwycięstwa w wyborach, ale "znaczące jest to, że najsilniejsze państwa unijne, Niemcy i Francja, nie skomentowały wyniku niedzielnego głosowania (...). Rzecznik niemieckiego rządu oznajmił tylko, że Berlin chce zachować dobre relacje z Warszawą" - pisze Reuters.

Agencja zwraca uwagę, że unijni urzędnicy nie zapomnieli trudnych negocjacji z Warszawą za pierwszych rządów PiS-u w latach 2005-2007.

"Mimo że ważną rolę w przesunięciu preferencji polskich wyborców na prawo odegrało niezadowolenie z nierównego podziału zysków wynikających z dobrego rozwoju gospodarczego Polski (za rządów Platformy Obywatelskiej - red.), Kaczyński głównym tematem kampanii wyborczej uczynił niechęć do przyjmowania uchodźców z Syrii, głównie muzułmanów, mówiąc, że mogą oni przywieźć do Europy choroby" - pisze Taylor.

Oczekuje się, że to lider PiS będzie podejmował decyzje i rozstrzygał, jakie batalie z UE należy podjąć, choć na premiera wyznaczył stonowaną Beatę Szydło. Agencja przewiduje, że może ona mianować osoby ugodowe i mające europejskie doświadczenie na szefów resortów spraw zagranicznych i obrony.

Zdaniem Reutera nowy polski rząd może też zmobilizować Grupę Wyszehradzką i poszerzyć ją o nowych członków takich jak Rumunia i Bułgaria. Dzięki temu Polska będzie mogła razem z nimi wspólnie walczyć z narzuconymi przez UE kwotami migrantów, jakie powinny przyjąć kraje członkowskie Unii.

Unijne źródła - na które powołuje się Reuters - obawiają się też, że nowy rząd będzie naśladował Orbana i jego model "nieliberalnej demokracji". Ma to polegać na obstawianiu kluczowych stanowisk w banku centralnym, mediach, sądownictwie i wielu ważnych instytucjach państwowych lojalnymi wobec rządu ludźmi.  

Trudne mogą się też okazać relacje między liderem PiS a szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem. Nowy polski rząd może nie poprzeć byłego polskiego premiera, gdy w maju 2017 roku skończy się jego pierwsza, 2,5-letnia kadencja i powołanie go na następną będzie wymagało ponownego zagłosowania na Tuska - przewidują rozmówcy Reutera.

Bruksela obawia się też, że obietnice wyborcze PiS, dotyczące utrzymania przy życiu subsydiowanych kopalni węgla mogą bardzo utrudnić przyjęcie wspólnego stanowiska przez kraje unijne w sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, co powinno nastąpić przed grudniowym szczytem klimatycznym w Paryżu.

Kolejne niepokoje wywołują obietnice obciążenia banków kosztami przewalutowania na złote kredytów hipotecznych denominowanych we frankach. Zdaniem unijnych ekspertów może to doprowadzić do kryzysu bankowego w Polsce.

Nie jest też jasne, jak polityka nowego polskiego rządu wpłynie na zabiegi Wielkiej Brytanii dotyczące renegocjacji warunków, na jakich jest ona członkiem UE. Na razie tylko szef brytyjskich eurosceptyków, Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), Nigel Farage ucieszył się z wygranej PiS. Ten wynik dowodzi, że w całej UE narasta eurosceptycyzm - powiedział Farage.

Sytuację komplikuje to, że o ile brytyjski premier David Cameron "może liczyć na poparcie Warszawy, gdy będzie zabiegał o ograniczenie władzy UE, to jednak polski rząd z całą pewnością będzie bronił praw ponad 700 tysięcy Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii", podczas gdy Cameron ma zamiar ograniczyć im dostęp do opieki społecznej i praw pracowniczych.

Według jednego z rozmówców Reutera jest raczej mało prawdopodobne, że premier Szydło będzie mogła zaakceptować stanowisko Camerona w sprawie tych ograniczeń podczas pierwszego unijnego szczytu, w jakim weźmie udział już w grudniu. To sprawi, że negocjacje Brytyjczyków z krajami unijnymi przeciągną się i mogą uniemożliwić przeprowadzenie referendum w sprawie pozostania Zjednoczonego Królestwa w UE przed latem przyszłego roku. Zdaniem politologów taki termin najlepiej rokowałby dla tych, którzy nie chcą by Wielka Brytania wyszła z Unii.

Ponadto Polska może wykorzystać stanowisko Londynu, by blokować budowanie "bliższej Unii, co skomplikuje negocjacje i zwiększy ryzyko regresu integracji UE" - konkluduje Taylor.

(az)