Tadeusz Iwiński – polityk, który przez wiele lat zasiadał w Sejmie jako reprezentant Sojuszu Lewicy Demokratycznej - napisał list otwarty do lidera tej formacji – Włodzimierza Czarzastego. "Szczerze mówiąc nie pojmuję dość arbitralnie podjętej decyzji uniemożliwiającej mi udział w wyborach i uważam ją za błędną" – napisał. "Skoro panuje niemal powszechna zgoda, że zbliżające się wybory są najważniejsze dla Polski od 30 lat, to musi bezwzględnie obowiązywać zasada: wszystkie ręce na pokład" – dodał.


Iwiński rozpoczął swój list od informacji, że w ostatnim czasie jest często pytany o to, czy będzie kandydował w najbliższych wyborach parlamentarnych.

"Odpowiadam otwarcie i ze smutkiem, że chyba nie, ponieważ - ku memu zaskoczeniu i mimo poparcia ze strony struktur SLD na Warmii i Mazurach (m.in. w Olsztynie, Kętrzynie, Szczytnie, Elblągu i Ostródzie) - moje nazwisko nie znalazło się dotąd na listach kandydatów" - napisał. 

"Jestem jedynym przedstawicielem lewicy (a w ogóle jedną z dwóch osób w Polsce), który dotychczas we wszystkich OŚMIU demokratycznych wyborach do Sejmu - poczynając od roku 1991- uzyskiwał liczbę głosów niezbędną do zdobycia mandatu posła. Zawsze na Warmii i Mazurach. W ostatnich wyborach w 2015 r. nie mogłem jednak tego mandatu objąć ponieważ Zjednoczona Lewica nie przekroczyła wymaganego progu 8%. Sam przy tym otrzymałem tyle głosów na liście ZL w Olsztynie ile pozostałe na niej osoby razem wzięte, z których część teraz też ma kandydować na czołowych miejscach" - zauważył. Przypomniał też swoje dokonania - m.in. zaangażowanie w działalność Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w Strasburgu I udział w głównych negocjacjach ws. akcesji Polski do Unii Europejskiej. 

Iwiński zapewnił, że od dawna wyrażał gotowość startu w wyborach. Chciał walczyć o mandat w okręgu 35 (Olsztyn) albo 34 (Elbląg) - jak podkreśla - z dowolnego miejsca na liście Lewicy. 

Polityk przyznał, że w rozmowach dot. wyborów usłyszał kierowany do niego argument, że "czas na zmiany". “Tak - te zmiany już zachodzą: powstał nowy, trójczłonowy blok Lewicy trójpokoleniowej, a dopiero co przyjęto na Konwencji ciekawy i śmiały program" - zauważył. “Finalnie, przy urnie, liczy się siła przyciągania głosów przez poszczególnych kandydatów. I wszyscy, którzy nią dysponują powinni być wykorzystani - bez kombinowania kto komu na liście może ‘zaszkodzić’ " - podreślił.