O kandydatach startujących w wyborach nie sposób się czegoś dowiedzieć z oficjalnych stron internetowych partii. Wynika z tego, że te strony, te informacje nie są potrzebne - przyznaje w rozmowie z Pawłem Świądrem prof. Wiesław Godzic, socjolog i medioznawcza.

Strona SLD w ogóle się nie rozwija, to znaczy wiem jacy ludzi w jakim okręgu, ale konia z rzędem temu kto wie, co to za ludzie, bo nawet linków do stron stworzonych poza potrzebami kampanii nie ma.

U Platformy jest zdjęcie - dobrze że nie paszportowe, tylko zdjęcie legitymacyjne i proste jak drut pytania: o wykształcenie, o doświadczenie.

PiS też stosuje tę zasadę, ale chyba pozwolił puścić wodze swoim ludziom i czasem są wielkie opisy, długie. Tylko zastanawia w tym układzie taka nierównoważność. Bo to nie może być tak, że jeden kandydat ma równoważnik zdania, a drugi 3 strony "o sobie". Zresztą wodolejstwo kwitnie. To jest beznadziejnie zrobione, wymienianie nazw tych urzędów, po co? Kto to zapamięta? Dla kogo to jest?

PSL też właściwie stosuje tę zasadę: kariera, prywatne zainteresowania. Z tym, że okazuje się że większość posłów nie ma prywatnych zainteresowań, albo tak nie ma czasu w udoskonaleniu panu i mnie życia, że po prostu nie ma czasu się tym zajmować. Mnie się to nie podoba, bo nie wierzę w ludzi, którzy nie mają takich zainteresowań.

Ruch Palikota wypada tak samo źle jak SLD. Pierwsze dwie osoby, albo pierwsza ma hipertekst, otwiera się coś tam, pozostałe nic. Tak jak by partie kompletnie nie wierzyły w to, że dzięki takiemu spisowi coś można osiągnąć, zaciekawić. Nic! To jest odpuszczenie totalne w wyborach, w których podobno Internet miał grać ważną rolę.