Ponad 150 opozycjonistów zatrzymanych po wyborach prezydenckich na Białorusi opuściło areszty. 13 dni za kratkami spędziła Julia Rymaszewska, rzeczniczka sztabu Władimira Niekliajewa kontrkandydata Aleksandra Łukaszenki. "Strażnicy nie pozwolili nam korzystać z toalet" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM.

Dwa tygodnie za kratkami Rymaszewska wspomina jak koszmar. Przebywała na oddziale kobiecym, gdzie trafiały opozycyjne działaczki zatrzymane po ulicznych protestach.

Rymaszewska nie ukrywa, że niektórzy strażnicy starali się różnymi metodami sprawić, aby na długo zapamiętały areszt. Nie reagowali na prośby dotyczące m.in. skorzystania z toalety, która była na więziennym korytarzu. Zmieniały się dyżury, strażnicy byli różni. Byli tacy, którzy zachowywali ludzkie odruchy. Częściej trafiali się pryncypialni, od których słyszałyśmy: my was na ten plac nie zagnaliśmy - opowiada. Otaczali mnie nieprzypadkowi ludzie, interesujący rozmówcy. Było dużo wolnego czasu na dyskusje - dodaje Rymaszewska.

Rzeczniczka sztabu Władimira Niekliajew trafiła do aresztu, mimo, że podczas opozycyjnej akcji przed siedzibą rządu, była w biurze sztabu Niekliajewa. Mimo zeznań świadków, sąd uznał, że protestowała na ulicach Mińska. W dokumentach napisano, że podczas akcji wykrzykiwała opozycyjne hasła i nie podporządkowała się poleceniom milicji.