Zanim wszedł na konklawe, zadzwonił do mnie z prośbą o modlitwę - ujawnia ksiądz Lorenzo Vecchiarelli, proboszcz kościoła św. Tymoteusza w Rzymie, wieloletni przyjaciel nowo wybranego papieża. Z Jorge Mario Bergogliem znają się jeszcze z lat seminaryjnych. "Skromność i prostota są wyznacznikami jego codzienności" - podkreśla w rozmowie z Beatą Zajączkowską, publicystką portalu Stacja7.pl.

On nie marnuje słów, jest człowiekiem czynu. Sam żyje bardzo skromnie, a jego wybory nie są na pokaz. Dokarmiał osobiście ludzi w slumsach nie po to, by się pokazać, ale ponieważ tam umierają z głodu -  podkreśla ks. Vecchiarelli.

Duchowny bardzo ciepło mówi o nowym papieżu. Opisuje go jako człowieka kochającego ludzi, szczególnie ubogich. Nigdy nie lubił splendorów i światowego życia. Zamiast uczestniczyć w wystawnych rautach wolał być z najbiedniejszymi i najbardziej potrzebującymi oraz trwać przy swoich kapłanach, o których bardzo dba - mówi.

To człowiek, który może stać się latarnią dla naszego Kościoła. Latarnią niebłyszczącą pięknymi słowami, a żywym świadectwem - podkreśla ks. Vecchiarelli.

Całe dekady minęły, a Jorge nic nie stracił ze swego zapału w przybliżaniu ludzi do Chrystusa. Jeszcze niedawno można go było spotkać jak z Biblią pod pachą chodził z grupą przyjaciół od drzwi do drzwi i opowiadał o Chrystusie.

Jorge Mario Bergoglio jest Argentyńczykiem, jednak jego rodzina pochodzi z Piemontu, na północy Włoch. Tata Mario uczył go włoskiej kultury, mama na kolanach modlitwy, a babcia wpajała zasady wiary i tradycyjną pobożność. Włoskie korzenie zjednały mu serca mieszkańców słonecznej Italii. Do reszty je podbił wybierając imię patrona ich kraju: św. Franciszka.  I tak naprawdę nieważne, czy miał na myśli Biedaczynę z Asyżu, czy swego współbrata jezuitę, wielkiego ewangelizatora św. Franciszka Ksawerego. Kościołowi potrzeba zarówno ubóstwa jak i ewangelizacyjnego zapału.

Stacja7