Nie wszyscy mieszkańcy przyfrontowych miast Ukrainy zdecydowali się na ewakuację. Niektóre rodziny zostały i miesiącami ukrywają swoje dzieci w piwnicach, by nie wpadły w ręce Rosjan - relacjonują wolontariusze pomagający cywilom. W pobliżu frontu nadal przebywają tysiące ukraińskich dzieci - pisze "The Guardian".

Dowiedzieliśmy się, że w jednym z domów przebywa dziecko, pojechaliśmy tam; dziecko od września mieszkało w piwnicy, miało skórę szarą od braku słońca; matka tłumaczyła, że bali się wychodzić na zewnątrz i nie mieli dokąd uciec - opowiada Sasza, sanitariusz z ochotniczej grupy pomagającej w ewakuacji mieszkańców Bachmutu.

Chociaż w ewakuacji z zagrożonych walkami terenów Ukrainy pomagają tysiące wolontariuszy, wiele rodzin, w tym tysiące dzieci wciąż pozostaje w pobliżu frontu - pisze brytyjski dziennik.

Wiele osób nie chce wyjechać, tłumaczą to na wiele sposobów, np. że nie chcą zostawić starszych krewnych, którzy nie mogą samodzielnie się poruszać, albo psa, lub nie wierzą, że jesteśmy w stanie zapewnić im zakwaterowanie w innym miejscu - wyjaśnia "Guardianowi" inny wolontariusz.

To w większości ubodzy ludzie, którzy nie mają zaufania do instytucji publicznych, są przyzwyczajeni, że nic nie dostaną od państwa, że nikt o nich nie zadba i nie wierzą w ofertę pomocy - dodaje.

Rząd Ukrainy oferuje każdej ewakuowanej osobie miejsce w schronisku oraz miesięczny zasiłek w wysokości 2000 hrywien (ok. 230 zł), ale według wolontariuszy programy relokacji cywilów muszą być nadal rozbudowywane - komentuje "Guardian". Uzupełnia, że wiele osób od miesięcy mieszkających na ostrzeliwanych terenach wpadło w apatię, która również przyczynia się do niechęci do ewakuacji.

Na początku marca rząd w Kijowie zezwolił władzom lokalnym na przeprowadzenie obowiązkowej ewakuacji dzieci ze strefy działań wojennych. W obwodzie donieckim przymusowa ewakuacja dzieci obejmuje m.in. Bachmut, miasto o które od miesięcy toczą się najbardziej zaciekłe walki trwającej wojny.