„Putin wie, że nie może użyć broni nuklearnej ani innej broni masowego rażenia. Zna konsekwencje. Prawda jest taka, że to on boi się eskalacji” – przekonuje były brytyjski premier Boris Johnson na łamach "Wall Street Journal". „Pomóżmy tym dzielnym Ukraińcom dokończyć robotę, a im szybciej, tym lepiej” - wzywa.

Świat nie może ciągle patrzeć, jak Ukraińcy są terroryzowani rakietami i dronami. To moralna obrzydliwość, że miliony ludzi są pozostawione noc po nocy bez ogrzewania, światła lub wody - nie mówiąc już o ciągłym i masowym mordowaniu ludności cywilnej. A im dłużej Putin będzie dokonywał bezsensownych ataków, tym dłużej będzie również trwał globalny krwotok gospodarczy - dowodzi Johnson.

Jak przekonuje, po prawie 10 miesiącach konfliktu widać jaskrawo, że to nie rzekome zagrożenie ze strony NATO "sprowokowało" Putina do agresji. To dekady znużenia Zachodu i niezdecydowania co do statusu Ukrainy skłoniły tyrana do popełnienia błędu. Zachód od lutego (od agresji Rosji na Ukrainę - przyp. red.) odpokutował tę porażkę zadziwiającym pokazem spójności. Musimy być silniejsi i odważniejsi - apeluje były premier.

Johnson wyśmiewa postawę tych zachodnich polityków, którzy w obawie przed "szturchnięciem rosyjskiego niedźwiedzia" wstrzymują się ze wspieraniem walczącej Ukrainy. Były premier Wielkiej Brytanii wskazuje, że Kijów pilnie potrzebują systemów dalekiego zasięgu typu ATACMS, które umożliwiłyby armii ukraińskiej namierzanie miejsc wystrzeliwania rosyjskich rakiet oraz samochodów opancerzonych i czołgów, aby szybko odzyskać okupowane przez Rosję tereny.

Najpierw udzielmy Ukraińcom niezbędnej pomocy w walce z atakami powietrznymi - zachęca Johnson w artkule w "WSJ". Kijów potrzebuje bezzałogowych statków powietrznych do wykrywania miejsc startu dronów i rakiet, a także pocisków przeciwlotniczych do ich niszczenia. Drony mają te same silniki co skutery Vespa, więc samoloty do ich zestrzelenia nie muszą być szybkie. Jak ujął to pewien Ukrainiec, "spitfire wystarczy". Nie produkujemy już spitfire'ów w Wielkiej Brytanii, ale wiele krajów ma samoloty, które wykonałyby tę pracę - precyzuje Johnson, odwołując się do słynnych brytyjskich myśliwców z czasów II wojny światowej. Jego uwaga dotyczy również posowieckich maszyn będących na wyposażeniu m.in. polskiego lotnictwa, o których przekazaniu Ukrainie mówi się co pewien czas.

Nadszedł czas, aby pilnie przyjrzeć się, co jeszcze Zachód może zrobić, aby pomóc Ukraińcom w osiągnięciu celów wojskowych lub przynajmniej w wyrzuceniu Rosjan ze wszystkich terytoriów zaatakowanych w tym roku. To jedyna wiarygodna podstawa, na której można rozpocząć rozmowę o przyszłości. Ukraińcy udowodnili, że mają waleczność niezbędną do odniesienia sukcesu. Pokazali to. Wystarczy im sprzęt - argumentuje brytyjski polityk.

Johnson stwierdza, że wojna może się zakończyć tylko klęską Putina. Nie ma możliwości, aby Wołodymyr Zełenski lub naród ukraiński mogli zaakceptować inny wynik, nie po okrucieństwie, które przeżyli. Nie można zawrzeć umowy typu ziemia za pokój, nawet gdyby Putin ją oferował i nawet gdyby można było mu zaufać, czego nie ma - oświadcza. W tekście pojawia się jednak sformułowanie, które może wskazywać, co były brytyjski premier rozumie pod pojęciem "terytorium Ukrainy". Johnson stwierdza bowiem, że "siły rosyjskie muszą zostać zepchnięte z powrotem do faktycznej granicy z 24 lutego".

Opracowanie: