​Ukraina ma problemy z wypłacaniem żołdu żołnierzom - napisał "Wall Street Journal". Bank centralny jest zmuszony, by "drukować" pieniądze, co osłabia hrywnę. Władze monetarne apelują do Kijowa o cięcie wydatków i podniesienie podatków.

Ukraińska gospodarka ma poważne problemy w związku z rosyjską inwazją. Utrata wpływów podatkowych i wzrost wydatków wojennych doprowadził do tego, że kraj pilnie potrzebuje pieniędzy. Tworzenie budżetu to droga przez mękę.

Każdy dzień i każda noc to ciągły ból głowy - mówi "Wall Street Journal" minister finansów Serhij Marczenko. Jak wylicza "WSJ", wpływy podatkowe pokrywają jedynie 40 proc. rządowych wydatków. Ponad 60 proc. to wydatki wojenne.

Marczenko zaznacza, że spędza dużo czasu na naciskaniu na zachodnie władze, by działały szybciej. Bez tych pieniędzy wojna będzie się przedłużała i zaszkodzi gospodarkom jeszcze bardziej - mówi.

Władze potrzebują ok. 5 mld dolarów miesięcznie, by pokryć niewojskowe wydatki. Rządy zachodnie obiecały, że wesprą ukraiński budżet dotacjami i pożyczkami na cele niewojenne. Te, wyliczane na ok. 30 mld dolarów w 2022 roku, mogą nie wystarczyć. Do tego dokładają się opóźnienia w wypłatach, m.in. przez biurokrację. Władze liczą także na pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego, bez którego środków przyszły rok może być katastrofalny.

Największym wierzycielem rządu stał się Narodowy Bank Ukrainy, który "drukuje" pieniądze skupując obligacje wojenne. Od początku inwazji pokrył państwowe potrzeby w wysokości ponad 250 mld hrywien. To jednak osłabia walutę i podbija już wysoką inflację. Do końca roku wskaźnik ma przekroczyć 30 proc.

Nie mieliśmy wyboru. Bez tego mielibyśmy upadek finansów publicznych - mówi wiceprezes banku centralnego Serhij Nikołajczuk. Dodaje, że do utrzymania luźnej polityki Zachód musiałby przekazywać Ukrainie ok. 3 mld dolarów miesięcznie.

NBU naciska na władze, by podniosły podatki i cięły wszystkie możliwe wydatki. Niechętne jest temu jednak ministerstwo finansów. Martwmy się wygraniem wojny. Lepiej zaryzykować wysoką inflację, niż nie płacić żołnierzom - mówi Marczenko.

Szef NBU Kyryło Szewczenko w rozmowie z "Forbesem" mówi natomiast, że jeśli do końca roku finansowanie deficytu przez bank centralny zakończy się na 400 mld hrywien, to negatywny wpływ tego działania na gospodarkę będzie "do opanowania". Ale jeśli deficyt będzie rósł w szybszym tempie, to ryzyko rośnie. Przypomniał, że niechęć do podejmowania "niepopularnych decyzji" doprowadziła do problemów w krajach Ameryki Południowej.