26-letnia Manizha, programistka, musiała, będąc w 6. miesiącu ciąży, uciekać w nocy z Kabulu. O talibach mówi, że zabili afgański naród i młode pokolenie. W rozmowie z RMF FM podkreśla, że jej życie i nadzieje na lepszą przyszłość uratowali polscy żołnierze i dyplomaci. Z naszym kraje wiąże także swoją przyszłość.

Manizha od ponad 10 dni przebywa wraz z najbliższą rodziną - mężem, ojcem, matką i siostrami - w ośrodku dla cudzoziemców w Podkowie Leśnej. Okres ich obowiązkowej kwarantanny po przylocie do Polski dobiegł końca, dlatego wybraliśmy się do ośrodka pod Warszawą, by zapytać o warunki, w jakich mieszkają, jak mogło dojść do zatrucia grzybami w tym ośrodku i jak wyglądała ich ewakuacja z Kabulu koordynowana przez polskie służby.

Dyplomaci z polskiej ambasady w New Delhi zadzwonili do nas wieczorem, dzień przed ewakuacją. Powiedzieli, że mamy możliwość ucieczki z Afganistanu, bo osoba z naszej rodziny pomagała polskim żołnierzom w Afganistanie. Chodziło o mojego ojca, który przez lata współpracował z waszym kontyngentem wojskowym na miejscu. Telefon był ok. 23:00, a o 2:00 w już opuściliśmy nasz dom. Nie było czasu, żeby się spakować - jedyne ubrania, jakie zabraliśmy to te, które mieliśmy na sobie. Przez 40 minut szliśmy pieszo w stronę lotniska. Talibowie bili ludzi, którzy chcieli przedostać się na lotnisko i starali się ich przekonać, żeby nie opuszczać kraju. Gdy doszliśmy na miejsce, mój mąż usłyszał od amerykańskiego żołnierza, że musimy poczekać w rowie pełnym wody do godz. 6:00. Trochę się to przeciągało, ale ok. godz. 9:00 pojawił się polski żołnierz. Mój mąż pokazał mu kartkę ze znaczkiem "P", co oznaczało "Polska". Musieliśmy machać tą kartką, żeby cały czas była widoczna. Później Polacy wzięli nasze paszporty, sprawdzili, czy jesteśmy na ich listach. O godz. 10:00 byliśmy już całą rodziną na płycie lotniska - relacjonuje kobieta ewakuowana z Afganistanu.

Manizha mówi też o trudnościach, z jakimi w trakcie ewakuacji borykały się inne kobiety.

Polscy żołnierze byli bardzo pomocni. Kiedy zorientowali się, że jestem w 6. miesiącu ciąży, otoczyli mnie specjalną opieką. Jestem im wdzięczna. Po przylocie do Polski przeszłam badania i dziecko jest zdrowe. To cud, że w takim stanie udało mi się najpierw dotrzeć na lotnisko w Kabulu, a później na pokład polskiego samolotu. Tłum w okolicy lotniska był tak duży, że wiele osób zostało stratowanych na miejscu, wśród nich były także małe dzieci. Ja w trakcie ewakuacji cierpiałam, ale nie aż tak, jak inne kobiety. Wiem, że na pokładach polskich wojskowych samolotów kilka kobiet urodziło nawet dzieci. Niestety, słyszałam też o tych, które w chaosie panującym na lotnisku poroniły - relacjonuje Manizha.

Kobieta podkreśla, że teraz razem z rodziną czuje się w Polsce szczęśliwa i bezpieczna. Opowiada nam również o współpracy jej ojca z Polską, dzięki której cała rodzina znalazła się na listach do ewakuacji z Kabulu.

Mój ojciec miał wielu znajomych wśród polskich żołnierzy w Afganistanie, którym przez lata pomagał. Parę lat temu kilkukrotnie podróżował zawodowo do Polski. Później przywoził nam różne książki i pocztówki. W ten sposób moja rodzina mogła dowiedzieć się czegoś o Polsce. Od zawsze słyszałam, że jesteście przyjaznym narodem i potwierdziło się to, kiedy wasi żołnierze pomogli nam w ewakuacji - mówi.

W rozmowie z RMF FM 26-latka mówi także o tragicznych wspomnieniach z Afganistanu i rzeczywistości pod rządami talibów:

Tam nie będzie żadnych perspektyw dla kobiet. Afganistan będzie strasznym miejscem. Skończyłam jeden z najlepszych uniwersytetów w Kabulu. Byłam programistką w Afgańskim Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Mój mąż był menadżerem ds. komunikacji w dużej firmie. Teraz nie miałabym tam żadnych praw - ani do spokojnego życia, ani do rozwoju zawodowego. Straciliśmy wszystkie nasze marzenia i musieliśmy uciekać. Na studiach w Kabulu miałam znajomych studentów z Ghazni (przyp. red. miasto w południowo-wschodniej części Afganistanu). Pewnego razu, kiedy wracali do domu, zostali zatrzymani na drodze, a talibowie obcięli im głowy. Także mój teść został zabity przez talibów. Oni zabili nasz naród, zabili nasze młode pokolenie: w szkołach, na uniwersytetach, w urzędach. Teraz chcą rządzić naszym krajem? To najbardziej bolesne chwile, jakich doświadczyłam w życiu.

Za przejęcie władzy w Afganistanie przez talibów kobieta obarcza w pierwszej kolejności Stany Zjednoczone i NATO.

Oni o nas nie zadbali. Obwiniamy ich, bo nam nie pomogli. To, co dzieje się teraz w Afganistanie, to w dużej mierze ich wina. Straciliśmy wszystko. Straciliśmy nasze dotychczasowe życie. Straciliśmy nasz kraj, a USA i NATO tylko się przyglądały. Jeśli ONZ uzna talibów za legalny afgański rząd, słono za to zapłaci - mówi Mazinha, która w trakcie wywiadu nie kryje wzruszenia.

26-letnia Afgankę zapytaliśmy o warunki zakwaterowania w podwarszawskim ośrodku i wydarzenia z ubiegłego tygodnia, kiedy dwójka dzieci ewakuowanych z Kabulu zmarła po zjedzeniu muchomora sromotnikowego. Ich rodzice tłumaczyli, że zebrali w lesie grzyby, ponieważ byli głodni.

Nie głodujemy. Oczywiście kuchnia afgańska i polska bardzo się różnią, ale dla nas to żaden problem. Jedzenie, które dostajemy 3 razy dziennie jest bardzo dobre. Nie byłam świadkiem tej sytuacji, ale problemem na pewno nie jest liczba posiłków. Naprawdę nie wiem, czemu oni zjedli te grzyby. Podobno dzieci narzekały, że nie lubią polskich posiłków. Nie możemy narzekać na zakwaterowanie. Mamy właściwie wszystko, czego potrzebujemy. Jedyny problem, to łóżka, które są nieco stare i ciężko się na nich śpi. W ośrodku przeszkadzają też trochę komary, ale budynek jest w środku lasu, więc jest to raczej normalne - przyznaje szczerze.

Kobieta, która wraz z mężem, rodzicami i siostrami uciekła z Kabulu polskim samolotem, w rozmowie z RMF FM deklaruje, że chce zostać w naszym kraju na dłużej.

Na razie nie mamy pieniędzy na wynajem mieszkania, więc zostaniemy w ośrodku w Podkowie Leśnej. Chcemy na pewno uczyć się języka polskiego. Dzieci mojej siostry chcą pójść także do polskiej szkoły. Na ten moment nie planujemy wyjeżdżać z Polski. Ja mam 5-letnie doświadczenie w branży informatycznej i mam nadzieję, że znajdę tu pracę. Myślę, że to koniec naszego koszmaru. Talibowie nie są na tyle potężni, żeby znaleźć nas w Europie - stwierdza na koniec.

Opracowanie: