Afganistan stoi przed widmem jednego z najpoważniejszych kryzysów humanitarnych w historii naszej planety. Trzy miesiące po wycofaniu się stamtąd wojsk międzynarodowej koalicji i przejęciu władzy przez talibów, z głodem codziennie mierzą się 23 miliony Afgańczyków. Nie ma pieniędzy, pracy, żywności. Niebawem w warunkach skrajnej biedy mogą znaleźć się niemal wszyscy mieszkańcy tego kraju.

Ostatni amerykański żołnierz opuścił Afganistan 30 sierpnia, minutę przed północą czasu lokalnego. Start wojskowego samolotu C-17 z gen. Chrisem Donahue, dowódcą 82. Dywizji Powietrznodesantowej zakończył trwający 20 lat okres obecności wojsk USA w tym kraju.

Władzę w błyskawicznym tempie przejęli talibowie - wkroczyli do Kabulu już 15 sierpnia, czyli dobre dwa tygodnie przed zakończeniem ewakuacji amerykańskich żołnierzy. Choć wielu analityków przepowiadało taki rozwój wypadków, prawie nikt nie spodziewał się, że stanie się w tak ekspresowym tempie.

Szybko okazało się, że formułowane przez talibów zapowiedzi łagodniejszych, bardziej tolerancyjnych rządów i przestrzegania praw człowieka można włożyć między bajki. Codziennością stały się represje wobec kobiet, drastyczne ograniczanie ich praw i żądanie przestrzegania restrykcyjnych zasad szariatu. Radykałowie zapowiadają też wprowadzenie brutalnych i surowych kar fizycznych. Już teraz wykonuje się karę publicznej chłosty. W planach są m.in. egzekucje i amputacje kończyn. 

Represyjna polityka islamskich radykałów to już dość, by złamać życia wielu Afganek i Afgańczyków. Niestety - to nie wszystko. W Afganistanie w szybkim tempie rozwija się potężny kryzys humanitarny, który może dotknąć prawie wszystkich mieszkańców tego kraju.

Piekło na ziemi

Afganistan, kraj o powierzchni dwa razy większej niż Polska, jest domem dla prawie 39 milionów ludzi. 

Wiemy, że już w tej chwili 23 miliony Afgańczyków jest zagrożonych głodem. Połowa dzieci poniżej 5. roku życia jest niedożywiona, to ponad 3 miliony osób. Niemal 95 proc. mieszkańców tego kraju nie ma dostępu do wystarczającej ilości pożywienia - opisuje Patryk Kugiel z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Brakuje pieniędzy na opiekę zdrowotną, pensje dla medyków, leki. Za każdą z tych liczb kryją się ludzie, których życie jest zagrożone - coraz bardziej, bo nadchodzi zima, która tylko pogorszy ich sytuację. 

Następne sześć miesięcy będzie katastrofalne. To będzie piekło na ziemi - powiedział w rozmowie z dziennikarzami BBC David Beasley, szef Światowego Programu Żywnościowego. Jest tak źle, jak tylko można sobie wyobrazić. Patrzymy na najgorszy kryzys humanitarny na ziemi ­- dodał. 

Miliony ludzi bez środków do życia

W tym roku w Afganistanie były już groźne powodzie i wyniszczające susze, nie ominęła go pandemia koronawirusa. Nie ma jednak wątpliwości, że najważniejszą z przyczyn dramatycznej sytuacji jest gwałtowna zmiana władzy. Ten kryzys nie jest jednak tylko wynikiem nieudolnych rządów talibów. To też skutek wstrzymania międzynarodowej pomocy finansowej dla Afganistanu.

Zachód nie chce wspierać represyjnego reżimu talibów i zatrzymując strumień pieniędzy, próbuje wymusić na nich zmianę polityki. To niestety uderza głównie w zwykłych mieszkańców tego kraju.

Żadne państwo na świecie nie było tak uzależnione od pomocy międzynarodowej w ostatnich czasach - podkreśla Patryk Kugiel. Blisko 80 proc. wszystkich wydatków było pokrywane ze środków międzynarodowych. To Bank Światowy, państwa rozwinięte, płaciły za wypłaty dla kilkuset tysięcy pracowników administracji, nauczycieli, służby zdrowia - dodaje.

Ogromna część tej pomocy zniknęła niemal z dnia na dzień. Afganistan otrzymywał około 8 miliardów dolarów wsparcia z zagranicy. Gdy te pieniądze przestały płynąć, miliony ludzi, których pensje z nich finansowano, zostały praktycznie bez środków do życia. 

Właściwie jedyna pomoc, która płynie teraz do Afganistanu, to pomoc humanitarna, czyli ratująca życie. Dostarczanie pożywienia, leków, schronień. To jest bardzo ważne, ale to jest leczenie symptomów, a nie źródeł kryzysu humanitarnego - podkreśla Kugiel.

Pomoc? Ledwie możliwa i niewystarczająca

Niesienie pomocy humanitarnej w Afganistanie jest teraz trudniejsze niż kiedykolwiek.

To niezwykle skomplikowane, nawet dla doświadczonej organizacji międzynarodowej, która zajmuje się tym od wielu lat - opisuje Rafał Kostrzyński, rzecznik polskiego oddziału UNHCR, czyli Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców. Dostarczenie pomocy jest zawsze związane z pytaniem, czy będzie mogła ona dotrzeć do ludzi, którzy jej potrzebują - dodaje. Przyznaje też, że to zawsze było wyzwanie, nawet gdy stacjonowały tam wojska ISAF i NATO. Teraz skomplikowało się jeszcze bardziej.

Z punktu widzenia organizacji humanitarnej sytuacja w tym kraju już jest dramatyczna. Wystarczy przypomnieć, że od początku tego roku 700 tysięcy ludzi zostało wewnętrznie przemieszczonych, czyli musiało opuścić swoje domy, ale zostało w kraju. To są ludzie, którzy uciekają przed reżimem - mówi Kostrzyński. 

Wielu uchodźców ucieka z kraju i szuka schronienia w sąsiednich państwach. W Iranie przebywa ponad 900 tysięcy, a w Pakistanie ponad milion Afgańczyków. Dziennie do Iranu przedostaje się ok 5000 osób.

Choć jest ekstremalnie trudno, UNHCR i inne organizacje humanitarne próbują dostarczyć Afgańczykom pomoc. Polega ona na tworzeniu miejsc, w których ludzie będą mogli mieszkać - to na przykład namioty, dostarczeniu żywności, opału, odzieży, koców, czegoś, co pozwoli im przetrwać - wylicza Kostrzyński. Jak zaznacza, to jest pomoc na bardzo podstawowym poziomie. Nie ma mowy o wsparciu takim, jak zagwarantowanie dostępu do edukacji czy rynku pracy.

Liczba osób, które wymagają pomocy w Afganistanie, jest prawie tak duża, jak cała ludność tego kraju - dodaje rzecznik UNHCR.

Bez Zachodu zmian nie będzie

Pomoc organizacji humanitarnych - nawet, gdyby mogła być bardziej rozbudowana - to tylko doraźne wsparcie. Bez większego zaangażowania i zdecydowanych działań społeczności międzynarodowej Afganistan nie wyjdzie z tego śmiertelnie groźnego kryzysu.

Potrzebne są rozwiązania o charakterze politycznym, a nie tylko humanitarnym - przekonuje Rafał Kostrzyński - Rozwiązania humanitarne to jest zawsze położenie bandaża na ranę, walka tylko ze skutkami. Trzeba przede wszystkim zwalczać przyczyny.

Według Patryka Kugla z PISM jedyną drogą do jakiejkolwiek stabilizacji w Afganistanie i walki z kryzysem są konstruktywne rozmowy z talibami. Zachód zbudował to państwo właśnie w taki sposób, że ono funkcjonowało tylko i wyłącznie dzięki ogromnej pomocy międzynarodowej. Inni gracze nie są w stanie tego zastąpić - zaznacza.

W przyszłym tygodniu rozmowy między USA a przedstawicielami talibów mają zostać wznowione, odbędą się Katarze. Inne kraje też rozmawiają z talibami, ale nie są w stanie same rozwiązać sprawy.

Sąsiedzi, nie tylko ci bliscy, ale też dalsi, tacy jak Rosja czy Chiny, mają oczywiście największy problem z sytuacją w Afganistanie. Negatywne skutki chaosu w tym państwie dotkną w pierwszej kolejności ich, więc najgłośniej i najaktywniej angażują się w relacje z talibami - zauważa Kugiel. Według niego, nikt nie zastąpi jednak państw Zachodnich w pomocy gospodarczej i rozwojowej dla Afganistanu. Po prostu Rosja, Indie czy nawet Chiny nie mają takich środków, by z dnia na dzień zorganizować pomoc w takiej skali, w jakiej była udzielana do przejęcia władzy przez talibów - podsumowuje.

 

Opracowanie: