Nie będzie zarzutów dla organizatorów i ochrony za zadymę na meczu Pucharu Polski na stadionie Zawiszy w Bydgoszczy w maju ubiegłego roku. Jak donosi reporter RMF FM Tomasz Fenske, bydgoska prokuratura właśnie umorzyła śledztwo w tej sprawie.

Pracownicy ochrony, którzy wbrew przepisom wpuścili na stadion kibiców z racami i granatami dymnymi, mogą spać spokojnie. Prokuratorom nie udało się ustalić, którzy z kilkuset ochroniarzy nie dopełnili swoich obowiązków. To mógł być ktokolwiek. Na stadion wjechał wprawdzie bus z kibicami, ale nie znaleźliśmy dowodów, że właśnie w nim wwieziono materiały pirotechniczne - tłumaczy Dariusz Bebyn z bydgoskiej prokuratury. Kibice mieli zgodę na wjazd busem na teren stadionu - w myśl umowy z organizatorami miała być nim przywieziona "oprawa na mecz". Tę jednak można rozumieć jako szaliki, transparenty i tym podobne akcesoria - podkreśla Bebyn.

Urzędnicy nie przekroczyli uprawnień

Śledczy nie znaleźli też podstaw do postawienia zarzutów działaczom kujawsko-pomorskiego oddziału Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz pracownikom Urzędu Miasta i Urzędu Wojewódzkiego, którzy wydali zgodę na mecz. Chociaż policja zaopiniowała spotkanie negatywnie, urzędnicy formalnie mieli prawo podjąć decyzję, że mecz ma się odbyć. Zarówno sama formuła, organizacja tego meczu, jak i proces decyzyjny, nie naruszały norm prawno-karnych. Trzeba podkreślić, że nie przekroczono tutaj uprawnień - mówi Bebyn.

Było… bezpiecznie?

W związku z tym, że nikt z widzów nie odniósł podczas zadymy poważniejszych obrażeń, nie udało się również postawić zarzutu narażenia uczestników imprezy na bezpośrednie niebezpieczeństwo. Nie chcę tutaj w żaden sposób umniejszać dramatu tych osób, które były wtedy na stadionie, ale musimy poruszać się w ramach prawa. Skutki imprezy przemawiały tu za umorzeniem - przyznaje prokurator. Jedyną osobą, która ucierpiała podczas meczu, była operatorka telewizji, ale jej obrażenia zostały określone jako "poniżej 7 dni".

To jednak niepokojąca informacja. Wskazuje bowiem na to, że o ile nikt nie zostaje ciężko ranny, to w myśl polskiego prawa - kiedy obok głów przelatują kibicom i piłkarzom krzesełka, petardy oraz szklane butelki - na stadionie wciąż jest… bezpiecznie.