Inspektorzy lubelskiego sanepidu, którzy w asyście policji w sobotę wieczorem zarekwirowali w centrum miasta trzy dopalaczomaty, mogli paść ofiarą prowokacji. Jeszcze dziś automaty będą komisyjnie otwarte a próbki specyfików wysłane do analizy, która potrwa nawet kilka tygodni. Tymczasem na stronie internetowej dystrybutora można przeczytać, że w środku jest majeranek.

Dystrybutor domaga się również opublikowania kosztów akcji sanepidu i policji.

Szef lubelskiej stacji Paweł Policzkiewicz przyznaje, że liczy się z tym, iż była to prowokacja. Lublin miał sukcesy w walce z dopalaczami, dlatego właśnie tutaj producenci dopalaczy mogli chcieć sprawdzić czujność służb.

Jeśli to jest prowokacja, to będziemy tam nawet i codziennie, jak trzeba, a jak trzeba to nawet i kilka razy dziennie i będziemy czuwać nad tym, czy jest to majeranek - zapowiada Policzkiewicz.

Zapewnia, że po pobraniu próbek automaty zostaną zwrócone, jeśli znowu staną, znów będą zarekwirowane.

Solarium, w którym stanęły automaty jest zamknięte. Na drzwiach wywieszono odręcznie napisaną kartkę, że automaty zostały zarekwirowane bezprawnie i że jeszcze w tym tygodniu będzie można z nich korzystać.