Żeby tam trafić, trzeba się trochę nagimnastykować. Do Muzeum Tanich Win w Szklarskiej Porębie prowadzi długi i niski korytarz. Jak mówi Beata Naumowicz z muzeum, to próba pokory. Chodzi o to, że kto jest niepokorny, ten co nieco przy wejściu - w postaci np. skalpu - może pozostawić. Natomiast ci dzielni zawsze bez przeszkód docierają do muzeum.

Muzeum Tanich Win mieści się w starej Chacie Walońskiej. Walończycy, czyli poszukiwacze skarbów z rejonów Szklarskiej Poręby, mieli tam swój gar mocy. Gromadzili się w podziemiach na ważnych debatach.

Muzeum Tanich Win znajduje się tam od 2003 roku. Joanna Lamparska - dziennikarka z Wrocławia - przekazała ówczesnemu właścicielowi Chaty Walońskiej swoją kolekcję. W międzyczasie butelki przynosiły też inne osoby. 

Są tam m.in. butelki słynnego aktora Stefana Friedmanna. Jego żona zdecydowała się, żeby tam trafiły. Miała się bać, że po jakimś czasie pełne butelki znajdujące się w jej piwnicy mogą wybuchać. One najlepsze były w momencie, kiedy były spożywane do roku (od produkcji - przyp. red.). Potem czasami miały wartość ładunków wybuchowych i żeby ich dom nie pokrył się oparami siarki, przekazała nam właśnie swoje zbiory - mówi Beata Naumowicz.

Puste butelki znajdują się w witrynie. Jest ich około 120. Są poukładane tematycznie, zgodnie z różnymi nurtami. Jest nurt chociażby animalistyczny czy filozoficzno-polityczny.

Tu mamy spadek PRL-owskich wytwórni tanich win. Nazewnictwo jest bardzo ciekawe i wszechstronne. W momencie, kiedy trafiają tu różni ludzie, to każdy wyszukuje win ze swojego rejonu. W latach 60. było z tego co pamiętam 140 zakładów w Polsce, które produkowały właśnie te słynne trunki. Klienci chcieli, żeby miały one jak najwięcej procent. Niemniej jednak one miały tak jak dzisiejsze wina od 9 do 11 procent. Na niektórych z tych butelek są takie etykietki, na których jest panna i jest osiemnastka. To miało troszkę nakierować odbiorcę, że to jest 18 procent. Czasami jest 21 i też być może niektórzy mylnie pojmowali, że one mają 21 procent - tłumaczy Beata Naumowicz z Muzeum Tanich Win.

Na półkach można znaleźć Lenina, Platona, Kanclerza, Bizona, słynne wino Patykiem Pisane. Jest też chociażby Herkules, Pokusa, Rozkosz, Szalony Koń, Czar Teściowej, Amor, Wiśniowy Gul, czy Dzban Leśny.

W tanim winie "siedzą" różne smaki. Najważniejsza rzecz na świecie jest taka, że tanie wino było kiedyś produkowane zawsze z naturalnych rzeczy. Naturalny moszcz owocowy, do tego były stosowane porzeczki i jagody, a także jabłka. Stąd ta słynna nazwa "Jabole". Zakłady przetwórstwa przetwarzały te owoce, które były sezonowo zbierane. Później dwutlenek siarki do konserwowania był używany. Niemniej jednak zawsze była gwarancja, że to jest z naturalnego składu - podkreśla Beata Naumowicz.

Tanie wina były bardzo popularne, ponieważ ich cena kształtowała się w granicach od 4 do 5 złotych. Niektórzy ludzie, na przykład tacy poważni, wchodzą do nas spięci. Ale w momencie kiedy powracają, zawsze mają uśmiech na twarzy i wspominają, że w ich rejonie np. takie czy inne wina występowały. Są też tacy, którzy z żalem mówią, że win, które pijali niestety tutaj nie mamy - dodaje.