Justyna Kowalczyk popłakała się przed startem do pierwszego olimpijskiego biegu w Whistler - zdradził jej trener Aleksander Wierietielny. Zdenerwował ją zlodzony, zmarznięty śnieg, ale uspokoiły wieści od serwismenów, że trasa jest świetnie przygotowana.

Do tej pory Justyna nie była zdenerwowana, ale jak się obudziła w poniedziałek i na porannym rozruchu zobaczyła zlodzony, zmarznięty śnieg, popłakała się. Dostaliśmy jednak informację od serwismenów, że trasa jest jak piasek, a śnieg ziarnisty. Uspokoiła się i przygotowywała do walki - zdradził Wierietielny.

Szkoleniowiec stwierdził, że jest zadowolony z piątego miejsca swojej podopiecznej, bo 10 km techniką dowolną nie należy do jej ulubionych dystansów. Według niego, ten wynik to dobry prognostyk przed kolejnymi startami. Wszystkie nasze analizy mówiły, że pierwszy bieg będzie najcięższy. To nie jest koronny dystans Justyny. Na początku sezonu przegrała z Bjoergen 1.40, a teraz niecałe sześć sekund. Podciągnęła więc formę i dalej będzie łatwiej - ocenił.

Od medalu dzieliło Kowalczyk naprawdę niewiele. Na pomiarze czasu niecałe trzy kilometry przed metą była na pozycji medalowej. Zabrakło sił. Końcowa część trasy nie pozwoliła na walkę o lepszy czas. Jest tak wyprofilowana, że tam trzeba się nieźle napracować - przyznał Wierietielny. Na pytanie, czy biegaczka nie zaczęła zbyt asekuracyjnie, odpowiedział, że taką ustalili taktykę. Tutaj nie można rozpocząć bardzo mocno, bo od razu jest długi podbieg. Trzeba było na początku spokojnie, by później coś zostało na koniec - mówił.

Justyna Kowalczyk zajęła piąte miejsce w biegu na 10 km techniką dowolną. Jej kolejny start przewidziany jest na środę. O godzinie 21:30 czasu polskiego rozpocznie się rywalizacja w sprincie techniką klasyczną.