Adam Małysz zdobył srebrny medal w olimpijskim konkursie na średniej skoczni w Whistler. Lepszy od Polaka okazał się tylko Szwajcar Simon Ammann. Trzecie miejsce zajął Austriak Gregor Schlierenzauer.

Małysz już w serii próbnej potwierdził, że dalekie skoki na treningach nie były przypadkowe. Uzyskał 104 metry i była to trzecia odległość, dalej skakali tylko Ammann i Schlierenzauer. Widać było, że Polak dobrze trafia z odbiciem, nie ma problemów podczas lotu i pewnie, spokojnie ląduje. Ale to samo można było powiedzieć jeszcze o kilku innych zawodnikach mających nadzieję na olimpijski medal.

W serii próbnej nie wzięli udziału Stefan Hula, Krzysztof Miętus i Kamil Stoch. Podobnie stało się przed kwalifikacjami, w których Polacy wypadli całkiem dobrze. We wczorajszym konkursie opuszczenie serii próbnej nie wyszło naszym na dobre. Przeciętne skoki Miętusa i Huli, którzy nie przekroczyli granicy stu metrów, niezły Stocha, który jako jedyny z tej trójki awansował do finałowej serii.

Adam Małysz w pierwszym skoku uzyskał 103,5 metra, ale na twarzy Polaka zamiast uśmiechu było skupienie. Małysz skoczył dokładnie tyle, ile Michael Uhrmann, ale Niemiec miał lepsze noty i prowadził. Polak był drugi. Na jego szczęście formę zgubili gdzieś Austriacy. Skaczący po Małyszu Loitzl, Kofler, Morgenstern lądowali bliżej. Zawiódł także Schlierenzauer, którego 101,5 metra dało zaledwie siódmą pozycję! Nie zawiódł za to Ammann, który niczym perfekcyjny robot wykonał swoje zadanie. 105 metrów i pewne prowadzenie po pierwszej serii.

Polscy kibice wiedzieli już, że medal jest blisko. Pytanie przed drugą serią brzmiało tylko – jakiego koloru będzie to medal. W drugiej serii sędziowie wydłużyli rozbieg i zawodnicy startowali z 18. belki. Dłuższy rozbieg nie pomógł Kamilowi Stochowi, który skoczył krócej niż w serii pierwszej.

Niezbyt daleko skoczyli także Loitzl i Kofler, w pełni zrehabilitował się natomiast Schlierenzauer. Zaatakował w swoim stylu i wynikiem 106,5 metra ustanowił nowy rekord skoczni. Wyrzucił ręce w górę, bo ten wynik dawał mu wyraźne prowadzenie w stawce.

Do czasu kiedy na belce pojawił się Małysz. Skupiony, skoncentrowany, poleciał na 105. metr. Po tym skoku trwało nerwowe oczekiwanie na noty sędziów, wreszcie wszyscy odetchnęli z ulgą. Małysz był lepszy od Schlierenzauera i miał w kieszeni brązowy medal! Po chwili okazało się, że Małysz zdobędzie na pewno srebrny krążek, bo Uhrmann nie sprostał presji i zepsuł swój skok. Pełni szczęścia jednak nie było, bo Ammann skoku nie zepsuł. Wręcz przeciwnie, pobił rekord skoczni, uzyskał 108 metrów i nie dał rywalom żadnych szans.

Dla Szwajcara to trzeci złoty medal igrzysk olimpijskich. Małysz też ma w dorobku trzy olimpijskie krążki – dwa srebrne i jeden brązowy. Smaku olimpijskiego złota jeszcze nie zna. Po konkursie Małysz był bardzo szczęśliwy, ucałował swoje narty i wyściskał z Ammannem. Jednocześnie zapowiedział, że to nie koniec i że na dużej skoczni będzie walczył o złoto.

Cieniem na ceremonii otwarcia położyła się śmierć gruzińskiego saneczkarza. O tym tragicznym wydarzeniu pisze na swoim blogu specjalny wysłannik RMF FM do Kanady Kuba Wasiak.

W Vancouver jest specjalny wysłannik RMF FM Kuba Wasiak. Jego relacji oraz informacji z olimpijskich aren wysłuchacie codziennie w specjalnych Faktach Olimpijskich