"Nie mamy zamiaru odzyskiwać kontroli nad terytorium, gdzie rozbił się samolot, przy pomocy środków wojskowych" - powiedział wicepremier Ukrainy Wołodymyr Hrojsman, który kieruje komisją państwową ds. badania przyczyn tragedii malezyjskiego Boeinga. Miejsce katastrofy opanowane jest przez separatystów prorosyjskich, którzy nie dopuszczają do niego ekspertów międzynarodowych.

Hrojsman powiedział, że w czwartek ukraińska delegacja uda się na Białoruś, gdzie w ramach grupy kontaktowej ds. rozwiązania kryzysu na wschodzie Ukrainy omówi warunki pracy ekspertów na tym terenie. Ukraina będzie wymagała udzielenia ekspertom międzynarodowym dostępu do miejsca, w którym rozbił się samolot - oświadczył. Wyraził nadzieję, że po tym spotkaniu eksperci będą mogli przystąpić do pracy jeszcze w czwartek. Bojownicy i terroryści nie powinni utrudniać prowadzenia śledztwa. Kropka. Misja międzynarodowa wyjeżdżała tam dwa razy. Dwa razy była zatrzymywana. Rozumiemy, że eksperci najpierw są zachęcani (przez separatystów), by tam jechać, a potem inscenizowana jest strzelanina i każe im się wracać. I ten problem należy rozwiązać - zaznaczył wicepremier.

W czwartek rano separatyści nie dopuścili na miejsce katastrofy misji OBWE oraz ekspertów z Holandii; oświadczyli, że trwają tam walki z siłami ukraińskimi.

Jeden z przywódców rebeliantów z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej Andriej Purgin ogłosił następnie, że jego podwładni gotowi są pozwolić na zbadanie miejsca tragedii, jednak pod warunkiem, że wojska ukraińskie wstrzymają ataki.

Samolot malezyjskich linii lotniczych Boeing 777, zestrzelony najprawdopodobniej rakietą ziemia-powietrze, spadł 17 lipca w okolicach miasta Torez w obwodzie donieckim. W wyniku katastrofy zginęło 298 osób, wśród nich 193 Holendrów, 43 Malezyjczyków i 28 Australijczyków. Do tej pory do Holandii przewieziono ponad 200 ciał. Szczątki pozostałych ofiar i ich rzeczy osobiste nadal leżą na polu w okolicach miasta Torez.