Opustoszałe plaże, zamknięte hotele i kioski nad morzem - tak wygląda dziś krymski kurort Ałuszta na brzegu Morza Czarnego. Miejscowi - od burmistrza poczynając, na zwykłych mieszkańcach kończąc - liczą jednak, że to przejściowe i latem sytuacja się zmieni.

Zobacz również:

Odległa o godzinę jazdy autobusem od Symferopola Ałuszta według szacunków burmistrza Stanisława Kołota co roku przyjmuje około miliona turystów. W zeszłym roku ponad 60 proc. z nich przyjechało z Ukrainy, a ok. 25-30 proc. z Rosji.

Znajdujemy się na wybrzeżu Morza Czarnego i dysponujemy bardzo dużą bazą dla turystów: mamy sanatoria, pensjonaty lecznicze, hotele i dość dużo prywatnych obiektów zbudowanych specjalnie w celu przyjmowania turystów
- mówi burmistrz. W mieście są delfinaria, morskie akwarium, zakłady słynnego wina Massandra, a niedaleko góry.

Jak podkreśla Kołot, praktycznie cała gospodarka miasta pracuje na rzecz turystyki. Znaczną część win Massandra kupują turyści, pod ich kątem produkowane są kosmetyki z roślin aromatycznych, a do tego należy jeszcze dodać transport i telefonię komórkową.

Pod względem inwestycji nie zajmujemy pierwszego miejsca na Krymie, bo nasze miasto jest nieduże, ale w przeliczeniu na jednego mieszkańca mamy najwyższy wskaźnik na półwyspie - w zeszłym roku ponad 5300 hrywien (1,5 tys. zł). Uważamy, że jesteśmy atrakcyjni dla inwestorów. Np. w zeszłym roku zakończono budowę drugiego skrzydła hotelu Radisson. To rosyjska inwestycja wartości 55 mln euro
- opowiada Kołot. Jak dodaje, w Ałuszcie inwestuje głównie kapitał rosyjski.

Lazurowych wód Morza Czarnego mimo słonecznej pogody dziś jednak nikt prawie nie ogląda. Idąc wzdłuż plaży trudno znaleźć otwarty hotel, co po części wynika z tego, że jeszcze nie zaczął się sezon. Jednym z nielicznych otwartych jest pięciokondygnacyjny pensjonat leczniczy "Krymskije Zori" dla ponad 160 gości, który specjalizuje się w leczeniu górnych dróg oddechowych.

Mamy teraz zajęty jeden pokój. Wyobraża pani sobie?
- mówi administratorka hotelu Julia. Chociaż powinniśmy mieć dwie drużyny piłkarskie. Zrezygnowali. Nikt teraz nie przyjedzie. Na razie wszystko jest zamrożone, stanęło.

Jak mówi, hotel miał już podpisane umowy na lato z ukraińskimi i rosyjskimi firmami turystycznymi, ale na razie wszystkie milczą. Na pewno czekają na rozwój sytuacji. Chociaż jeszcze nikt nie powiedział, że nie przyjedzie - opowiada Julia. Wiosna w tym sezonie jest u nas ciężka. Główną przyczyną jest sytuacja w kraju.

Większość gości pensjonatu przyjeżdża z Rosji, ale także część z Ukrainy. Administratorka uważa jednak, że jeszcze za wcześnie, by się martwić, gdyż rezerwacja na lato zaczyna się zwykle w kwietniu. Czekamy. Ale myślę, że ludzie jak jeździli, tak będą jeździć. Nie zamykamy przecież granic. Jaka to różnica, Ukraina czy Rosja? - mówi.

W pozytywny rozwój sytuacji wierzy także Nina, administratorka malutkiego, 4-pokojowego hoteliku "Vita" przy ulicy prowadzącej z dworca nad morze. Zwykle w marcu mamy już gości, ale nie wiem, jak będzie w tym roku - mówi. - Na razie nie mamy rezerwacji na lato, ale nad tym pracujemy. Mamy stałych klientów z Ukrainy, Białorusi, Rosji. Dzwonią, pytają, są zainteresowani, chociaż na razie nie wiemy, czy przyjadą. Ale myślę, że ludzie będą do nas i tak jeździć - dodaje.

Komplikacji związanych z przyłączeniem Krymu do Rosji nie spodziewa się także dyrektor wchodzącego w skład koncernu Massandra przedsiębiorstwa Ałuszta Władimir Gubanow. Jak podkreśla, zakłady produkują rocznie około 2 tys. ton wina. Połowę swojej produkcji sprzedają turystom w sezonie letnim, a resztę głównie na Ukrainę. Zysk firmy wynosi około 80 mln hrywien (23 mln zł).

Patrzmy w przyszłość z optymizmem. Nie spodziewam się trudności ze sprzedażą naszego wina - mówi. W Rosji jest dużo większy rynek niż na Ukrainie. I mają tam mniej wina, bo na Ukrainie są jeszcze wina z Odessy i innych regionów południa kraju, a obok leży Mołdawia. Wiemy, że w Rosji na nasze wino będzie jeszcze większy popyt.

Massandra jako firma państwowa zostanie znacjonalizowana. To także nie budzi zaniepokojenia Gubanowa. Po prostu przejdziemy spod zwierzchnictwa Kijowa do Symferopola. Nie będzie się to wiązało z żadnymi utrudnieniami. Wręcz przeciwnie, dla nas to lepiej. Wcześniej jeździliśmy po wszystkie papiery i zezwolenia do Kijowa, a to bardzo długa droga. Teraz wszystko będziemy załatwiać u siebie, 40 km dalej - przekonuje.

Na dobry sezon liczy także burmistrz, choć przyznaje, że gdy w mediach pojawiły się informacje, że na Krymie jest niebezpiecznie, niektóre firmy turystyczne wycofały się z umów i poprosiły o zwrot wpłaconej zaliczki. Ale w zeszłym tygodniu było u nas duże forum "Krymska wiosna". Uczestnicy z Rosji byli bardzo zainteresowani przyjazdami na Krym. Obiecują nam uzupełnić braki, a mają duże fundusze. Dlatego się nie boimy. Mamy nadzieję, że czeka nas dobry sezon - mówi.

(jad)