Jeśli słowa Władimira Putina o odwołaniu rosyjskich wojsk spod granicy Ukrainy i jego apele do tamtejszych separatystów o odroczenie secesyjnego referendum są prawdziwe, to może się zbliżać początek rozwiązania ukraińskiego kryzysu - pisze "Financial Times".

NATO nie potwierdziło wycofania rosyjskich żołnierzy od kilku tygodni stacjonujących przy ukraińskiej granicy. Jednak zdaniem "FT" są powody, by przypuszczać, że Putin nie chce konfrontacji.

Po pierwsze, rosyjski prezydent może się obawiać po ostatnich wydarzeniach we wschodniej Ukrainie, że jego "strategia sterowanej rebelii" rozwija się w kierunku, którego może nie być w stanie kontrolować - pisze brytyjski dziennik.

Po drugie, rosyjski przywódca może uważać, że już osiągnął swoje cele. Po przyłączeniu Krymu, dzięki groźbie kolejnych aneksji, Moskwa może wywierać naciski na Kijów i Zachód w sprawie federalizacji Ukrainy, co dałoby Rosji duży wpływ na wschodnie regiony kraju i prawo weta wobec ukraińskich sojuszy z Zachodem.

Tymczasowe władze w Kijowie przyznają, że należy zmienić zbyt scentralizowaną strukturę państwa, aby móc walczyć z powszechną korupcją na wszystkich szczeblach  władzy. Nic nie zmieni też faktu, że na Ukrainie "istnieją historyczne, językowe i religijne podziały, których nie da się po prostu uregulować przepisami" - przypomina "FT".

Jeśli jednak deklaracje Putina okażą się znów działaniem pozorowanym, USA i UE nie będą miały wyboru i będą musiały nałożyć na Rosję rozległe i surowe sankcje gospodarcze - podsumował brytyjski dziennik.

(fg)