Krakowski sąd wysłuchał dziś zeznań kolejnych świadków w procesie Brunona Kwietnia, oskarżonego o przygotowywanie zamachu na Sejm i najważniejsze osoby w państwie. W pewnym momencie niedoszły zamachowiec poprosił jedną z zeznających studentek, by pozdrowiła jego znajomych z pewnej podkrakowskiej miejscowości.

W procesie Brunona Kwietnia zeznawali dziś kolejni świadkowie - studenci Uniwersytetu Rolniczego uczestniczący w jego zajęciach z chemii organicznej. Młodzi ludzie zgodnie przyznawali, że na zajęciach było mało ćwiczeń, dużo teorii, a prowadzący lubił wygłaszać swoje opinie polityczne. Chodziło głównie o złą sytuację w Polsce, krytykę premiera Donalda Tuska i wicepremiera Waldemara Pawlaka i złe wykorzystanie funduszy unijnych.

Świadkowie mówili, że nie byli też zainteresowani uczestniczeniem w dodatkowych wykładach na temat materiałów wybuchowych. Trójka z nich poszła jednak na jeden "z grzeczności" i szacunku dla wykładowcy. W czasie nadobowiązkowej prelekcji chwalił się wybuchem nad jeziorem, w wyniku którego powstało drugie małe jezioro, a ludziom mieszkającym obok wypadły szuflady; a innym razem przysypało go ziemią. Narzekał, że państwo zbyt mocno inwigiluje obywateli i mówił, że trzeba zmienić klasę polityczną w Polsce, ale nie wiązał tego tematu z materiałami wybuchowymi. Przygodni uczestnicy wykładu ocenili go jako nudny.

Kwiecień nie zgadzał się z niektórymi ocenami byłych studentów, szczególnie kiedy mówili o jego słabej ocenie jako prowadzącego badania, krytykowali metodę ćwiczeń i surowości np. za ściąganie przy kolokwium. Zeznającą studentkę z małopolskiej miejscowości zapytał, czy zna mieszkającą tam rodzinę X. To niech ich Pani pozdrowi ode mnie - powiedział po uzyskaniu potwierdzenia.

(mn)