ABW wpadła na ślad Brunona K. przypadkowo i późno. Reporter RMF FM Roman Osica ustalił, że operacja specjalna polegająca na wprowadzeniu agentów w środowisko naukowca z Krakowa powinna była rozpocząć się o wiele wcześniej. Mężczyzna, który chciał wysadzić w powietrze Sejm, przebywa w krakowskim areszcie.

Nasz dziennikarz ustalił nieoficjalnie, że Brunon K. dał ogłoszenie w internecie. Napisał w nim, że poszukuje ludzi do wspólnych akcji z użyciem materiałów wybuchowych. To wtedy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego miała odpowiedzieć na to ogłoszenie i wprowadzić do grupy znajomych naukowca swoich ludzi.

Jednak już wcześniejsze wpisy zamieszczane przez Brunona K. sugerowały, że może mieć złe zamiary. Jednak wówczas żadna ze służb się tym nie zainteresowała. Roman Osica ustalił ponadto, że Brunon K. już dwa lata temu mógł z powodzeniem przeprowadzić zamach terrorystyczny.

Brunon K. to 45-letni pracownik naukowy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Został zatrzymany 9 listopada - postawiono mu zarzut przygotowywania zamachu bombowego w budynku Sejmu na konstytucyjne organy RP, m.in. na prezydenta, premiera i ministrów. Grozi za to do 5 lat więzienia. Mężczyzna przebywa w tej chwili w areszcie przy ul. Montelupich w Krakowie.

Chciał dokonać zamachu, bo rządzący nie są "prawdziwymi Polakami"

Przygotowując się do zamachu Brunon K., zgromadził spory arsenał. Poszukiwał też współpracowników. Wchodził w porozumienie z innymi osobami, próbował zorganizować grupę zbrojną, werbował osoby, które miały mu pomóc w zrealizowaniu zakładanego planu działań, wyznaczał tym osobom poszczególne zadania, rozpracował okolice budynku Sejmu, ten budynek był celem ataku - informował tuż po ujawnieniu sprawy na konferencji prasowej prokurator Mariusz Krasoń.

Wiadomo również, że planując zamach Brunon K. przeprowadzał między innymi próbne detonacje. Jak poinformowali śledczy, tłem planowanej akcji były motywy o charakterze nacjonalistycznym, ksenofobicznym i antysemickim. Terrorysta zeznał, że chciał dokonać zamachu, ponieważ politycy z rządu nie są "prawdziwymi Polakami".