Agnieszka Radwańska, rozstawiona z numerem czwartym, awansowała do półfinału turnieju WTA Tour na twardych kortach w Miami (z pulą nagród 5,185 mln dol.). Polska tenisistka wygrała z Belgijką Kirsten Flipkens (nr 30.) 4:6, 6:4, 6:2.

Teraz rywalką 24-letniej krakowianki będzie aktualna numer jeden kobiecego tenisa - Serena Williams. Amerykanka kilka godzin wcześniej pokonała Chinkę Na Li 6:3, 7:6 (7-5).

Rozpoczynając mecz, otwierającego sesję wieczorną na korcie centralnym, Polka utrzymała pewnie swój serwis, jednak od pierwszych piłek widać było, że tenis Flipkens jest niebezpieczny i mocno nieprzewidywalny.

Belgijka mocno serwuje, często chodzi do siatki, gra niemal cały czas na najwyższym poziomie ryzyka celując w linie. Jeśli jest precyzyjna i spokojna, to potrafi seriami zdobywać punkty. Jednak ten styl przynosi też sporo niewymuszonych błędów, wynikających z pośpiechu. Od stanu 0:1 wygrała cztery kolejne gemy. Radwańska szybko jednak odrobiła stratę jednego z dwóch przełamań serwisów i wyszła na 3:4, a potem na 4:5.

W kolejnym gemie, mimo presji ze strony Polki, zapanowała nad nerwami i wykorzystała drugiego setbola przy swoim podaniu, po 43 minutach gry. W przerwie na korcie pojawił się trener Tomasz Wiktorowski, namawiający ją do częstszego odgrywania niskich piłek na jednoręczny bekhend rywalki, a także bardziej ofensywnego stylu gry.

Radwańska zrezygnowała ze swojej ulubionej defensywy i zaczęła przejmować inicjatywę w wymianach oraz coraz częściej kończyła je skutecznymi wypadami do siatki. Symbolicznym akcentem jej rosnącej przewagi była akcja przy stanie 2:0 i 15-0. Po kolejnym ataku rywalka próbowała ją minąć, ale krakowianka odwróciła się plecami i odruchowo wystawiła rakietę za siebie, przebijając piłkę wolejem tuż nad taśmą.

Walczyłyśmy o każdy punkt, dając z siebie wszystko. Nie potrafię powiedzieć jak to się stało, to chyba była intuicja
- powiedziała dopytywana o okoliczności tuż po meczu.

Sfrustrowana Flipkens rzuciła ze złości rakietą o kort i przez dłuższą chwilę nie mogła zrozumieć tego, co się stało. Natomiast Polka wyraźnie się zrelaksowała i uśmiechnęła, unosząc do góry rękę z wyciągniętym palcem wskazującym. Chwilę potem odskoczyła na 3:0.

Jednak zaraz po tym nastąpił nieoczekiwany zryw Belgijki, która wyrównała na 3:3 i 4:4. Za to dziewiąty gem był prawdziwym popisem Radwańskiej, która chwilami prezentowała - rzadko spotykany w rywalizacji kobiet - styl serwis-wolej. W następnym objęła prowadzenie 40-0 przy podaniu przeciwniczki, a wykorzystała drugiego setbola, po blisko półtoragodzinnej grze.

Flipkens na chwilę udała się do szatni, a po powrocie na kort straciła pięć kolejnych gemów. Dopiero wtedy zatrzymała rozpędzoną Polkę utrzymując podanie na 1:5, a nawet przełamała jej serwis na 2:5 (po podwójnym błędzie).

Szybko okazało się jednak, że to tylko chwilowa dekoncentracja. Przy stanie 5:2 i 40-30 krakowianka miała do dyspozycji pierwszą piłkę meczową, ale rywalka wybroniła się udanym wypadem do siatki. Za to przy drugiej okazji zakończyła pojedynek smeczem, po dwóch godzinach i dwóch minutach zaciętej walki.

Było to jej 29. wygrywające uderzenie, podczas gdy Flipkens miała ich 34. Radwańska rzadziej się myliła - stosunek niewymuszonych błędów 20-38.