"Jak udało mi się to spotkanie wygrać? Dobre pytanie. Na pewno uśmiechnęło się do mnie szczęście w końcówce” – mówiła Agnieszka Radwańska po meczu 1/8 finału wielkoszlemowego Australian Open z Anną-Leną Friedsam. „Serwis nie był moją najmocniejszą stroną. Nie miałam właściwie wyjścia, mogłam tylko walczyć do końca o każdy punkt. To też zrobiłam" - podkreśliła krakowianka po spotkaniu, które wygrała 6:7 (6-8), 6:1, 7:5.

"Jak udało mi się to spotkanie wygrać? Dobre pytanie. Na pewno uśmiechnęło się do mnie szczęście w końcówce” – mówiła Agnieszka Radwańska po meczu 1/8 finału wielkoszlemowego Australian Open z Anną-Leną Friedsam. „Serwis nie był moją najmocniejszą stroną. Nie miałam właściwie wyjścia, mogłam tylko walczyć do końca o każdy punkt. To też zrobiłam" - podkreśliła krakowianka po spotkaniu, które wygrała 6:7 (6-8), 6:1, 7:5.
Agnieszka Radwańska /PAP/EPA/MAST IRHAM /PAP/EPA

W decydującej partii rozstawiona z numerem czwartym Agnieszka Radwańska przegrywała już 2:5. Zapisała na swoim koncie jednak dwa kolejne gemy, a 82. w rankingu WTA Friedsam zaczęły łapać skurcze, które uniemożliwiały jej normalną grę.

Polka przyznała, że gdy zobaczyła, iż rywalka ma kłopoty z poruszaniem się, to chciała zmusić ją do biegania. Tak naprawdę największym problemem było dla niej skakanie, co jest potrzebne przy serwisie. Miała pecha. Wydaje mi się, że chodziło o skurcze. Cóż, to się zdarza. Wiem coś o tym. Nigdy nie przydarzyło mi się to podczas meczu, ale wiem dobrze, że to bolesne - podkreśliła 26-letnia Radwańska. Jak dodała, trudno było jej się odnaleźć w tej sytuacji, gdy Friedsam płakała zawiedziona swoją niemocą. Niemka jednak nie rezygnowała z walki, co nakładało na Radwańską dodatkową presję.

To było bardzo trudne. Wiesz, że ktoś cierpi, a jednocześnie masz się skupić na swojej grze, bo ta druga osoba wciąż walczy. Nie chcesz popełnić głupich błędów, ręka trochę ci drży, chcesz aż za bardzo. To dziwna sytuacja. Starałam się skupić na swojej grze i niczego nie zmieniać - relacjonowała czwarta rakieta świata. Zdecydowanie zbyt wolno zaczęłam ten mecz. Pierwsza partia fatalnie mi uciekła. Wyszłam na prowadzenie 5:4, miałam piłkę setową przy własnym podaniu. To moja wina, nie wykorzystałam tego. Druga odsłona była z kolei bardzo szybka. Rywalka zaczęła grać wolniej, dzięki temu mogłam robić swoje. Później jednak coś się zmieniło i zrobiło się 2:5 w trzecim secie. Tak, jak powiedziałam wcześniej, jedyne, co mogłam wówczas zrobić, to walczyć do końca. Zwłaszcza że w takich sytuacjach często mająca dużą przewagę przeciwniczka zaczyna się robić nerwowa. To też stało się dziś. Wykorzystałam to - oceniła Radwańska.

(mn)