Rozstawiona z numerem dziewiątym Agnieszka Radwańska wygrała z Amerykanką Christiną McHale 5:7, 7:6 (9-7), 6:3 w meczu drugiej rundy wielkoszlemowego turnieju tenisowego w Wimbledonie. Spotkanie trwało dwie godziny i 43 minuty.

Po meczu pierwszej rundy zarówno Radwańska, jak i jej sztab szkoleniowy podkreślali, że przed Polką jeszcze daleka droga do powrotu do formy po ostatnich kłopotach zdrowotnych. W środę kilkakrotnie pokazała, że jest tego coraz bliższa, choć nie brakowało błędów i niewykorzystanych szans.

McHale znana jest z ofensywnego stylu gry i potwierdziła to tego dnia. Od samego początku próbowała atakować podanie Polki. Piłka po zagraniach 25-letniej zawodniczki lądowała nieraz poza polem gry, a tylko pojedyncze mieściły się w korcie. Amerykanka nadrabiała własnym podaniem, które bezpośrednio przynosiło jej sporo punktów. Dzięki niemu wybroniła się przed przełamaniem w szóstym gemie.

Krakowianka przyśpieszyła nieco grę i dążyła do szybkiego zakończenia akcji przy własnym podaniu. Straciła je jednak przy stanie 5:5. Chwilę później zmarnowała trzy okazje na przełamanie powrotne. Rywalka przepędzała ją po korcie i po 50 minutach rywalizacji objęła prowadzenie w meczu.

Spotkanie toczyło się w upale - w przerwach obie tenisistki trzymały na ramionach ręczniki z lodem.

Najbardziej dramatyczny przebieg miała druga odsłona. McHale zaliczyła "breaka" w trzecim gemie, ale Polka od razu odpowiedziała tym samym. Obie szybko wygrywały przy własnym podaniu. Gdy dochodziło do dłuższych wymian, to przeważnie punktowała Radwańska. Zawodniczka z USA w dalszym ciągu jednak dobrze serwowała i skrzętnie to wykorzystywała.

Kibice krakowianki wstrzymali oddech przy stanie 5:5 - McHale po efektownym returnie prowadziła 40:15 i była o krok od ważnego przełamania. Polka wyszła z opałów, a miała przy tym trochę szczęścia - w jednej akcji piłka ledwo przeszła po siatce po jej uderzeniu. W tie-breaku  wygrywała już 5-2 i coraz mniej osób liczyło, że Radwańska odrobi tę stratę. Gdy jej się to udało, coraz głośniej słychać było dopingujących ją fanów. To ona jednak podarowała pierwszą piłkę meczową rywalce, myląc się w prostej sytuacji. Obroniła jednak zarówno ją, jak i kolejną. W tej części spotkania nie brakowało długich wymian. Po jednej z nich McHale zanotowała minimalny aut i to coraz lepiej serwująca Polka była o punkt od wygrania tej partii. Tę szansę wykorzystała.

Na początku decydującego seta widać było, że rozstrzygnięcie poprzedniej partii podłamało nieco Amerykankę. Popełniała coraz więcej błędów, a Polka przejęła inicjatywę. Obie były coraz bardziej zmęczone grą w trudnych warunkach. 10. rakieta świata prowadziła 3:1 i niewiele brakowało, by później wygrywała 5:2. Zmarnowała jednak w siódmym gemie aż sześć "break pointów". Niebezpiecznie było też chwilę później, gdy bliska odrobienia strat była McHale. Finał był jednak szczęśliwy dla Radwańskiej. Niżej notowana z zawodniczek trzy razy posłała piłkę w siatkę, a na koniec poza pole gry. Krakowianka po ostatniej akcji z ulgą spojrzała w niebo.

To było szóste spotkanie pomiędzy tymi zawodniczkami. W pięciu wcześniejszych Polka wygrywała z 60. w rankingu WTA McHale w dwóch setach. W czwartek krakowianka zanotowała sześć asów, a Amerykanka o jednego mniej.

W trzeciej rundzie rywalką Radwańskiej będzie Słowaczka Kristina Kucova lub rozstawiona z numerem 19. Szwajcarka Timea Bacsinszky.

28-letnia Polka nieraz powtarzała, że darzy Wimbledon szczególną sympatią - pięć lat temu dotarła w nim do finału, a rok później odpadła rundę wcześniej. Najlepszym wynikiem trzy lata młodszej McHale w Wielkim Szlemie jest trzecia runda, do której dotarła łącznie pięć razy, a raz - w 2012 roku - zanotował taki rezultat w Londynie.

W środę do trzeciej fazy zmagań Wimbledonu w singlu awansował Jerzy Janowicz. Mecz otwarcia przegrała Magda Linette.