"Agnieszce Radwańskiej zabrakło ogrania ze światową czołówką" - analizuje w RMF FM porażkę najlepszej polskiej tenisistki w półfinale Wimbledonu Lech Sidor. Radwańska uległa 2:6, 6:3, 3:6 Hiszpance Garbine Muguruzie. Były tenisista, a obecnie trener tłumaczy, że Polka niepotrzebnie chciała sprawdzać piłkę w końcówce trzeciego seta. I typuje, że trzeci w tym sezonie turniej wielkoszlemowy wygra Amerykanka Serena Williams.

Kacper Merk: Dlaczego Agnieszka postanowiła sprawdzać piłkę w trakcie akcji, zamiast grać ją do końca? To był kluczowy moment końcówki spotkania.

Lech Sidor: Linia na trawiastym korcie nie jest wymalowana tak idealnie, jak na twardej nawierzchni, bo wapno może się trochę roznieść po trawie. Agnieszce mogło się wydawać, że skoro po odbiciu piłki nie uniósł się charakterystyczny kurz, to był aut i postanowiła to sprawdzić. Teraz wiemy, że popełniła błąd, ale na korcie to trwało ułamki sekundy. Dlatego ja wyznaję zasadę, że zawodnik powinien grać do końca, a nie skupiać się na sędziowaniu. Dopóki błędu nie wywoła sędzia, trzeba grać tak, jak gdyby to była dobra piłka. I sprawdzać dopiero decyzję arbitra. Bo jeśli wcześniej zatrzymamy akcję, to jest tylko i wyłącznie nasze ryzyko, a w konsekwencji nasza wina. Myślę, że gdy Agnieszka obejrzy powtórkę tej akcji w telewizji, będzie miała do siebie trochę pretensji.

A dlaczego forma Agnieszki w tym półfinale tak falowała? Zaczęła słabo, w środku było znakomicie, a końcówka znów była znacznie gorsza.

Wpływ na tę porażkę miał cały dotychczasowy słaby sezon. Co prawda Agnieszka odrodziła się na trawie, którą lubi, ale w tym meczu zabrakło jej ogrania ze światową czołówką. W swoich najlepszych latach w trakcie Wimbledonu była zahartowana dobrą grą w Australii, Paryżu czy Stanach Zjednoczonych. Miała za sobą dużo wymagających, trzysetowych spotkań, w których musiała odwracać losy meczu czy bronić decydujących piłek. Dzięki temu jej tenisowy akumulator był naładowany na 100 procent. Natomiast tegoroczny Wimbledon zapowiadał się jako jedna wielka niewiadoma. Jeszcze miesiąc temu nikt nie spodziewał się, że Polka może dojść do półfinału. To świetny wynik, lecz dzisiaj odczuwamy trochę niedosytu. Wydawało się, że Garbine Muguruza jest przeszkodą do pokonania, ale w decydujących piłkach trzeciego seta zabrakło automatyzmu, który zawodnik nabywa poprzez dobrą grę w trakcie całego sezonu.

Co dalej z Agnieszką Radwańską?

Odpowiedź poznamy za kilka tygodni, podczas amerykańskiej części sezonu. Tak dobry występ na Wimbledonie może Agnieszce dodać motywacji do dalszej pracy, a to oznaczałoby utrzymanie dobrej formy. Historia zna wielu zawodników, którzy po słabym początku sezonu potrafili się odbudować i w drugiej połowie roku grać jak z nut. Ale do tego potrzeba dużo energii. Co wiąże się z drugą ewentualnością, że w dalszej części sezonu Agnieszka zapłaci wysoką cenę za ostatnie tygodnie, gdy dochodziła do finału turnieju w Eastbourne i półfinału Wimbledonu. Bo te występy kosztowały ją z pewnością sporo sił. W tych rozważaniach nie można zapominać, że Agnieszka ma już 26 lat i musi odpierać ataki znacznie młodszych, bardziej wypoczętych i grających bezkompromisowo zawodniczek, takich jak chociażby Garbine Muguruza czy CoCo Vandeweghe. Z każdym kolejnym rokiem Polka ma do pokonania kilka kolejnych trudnych schodków. Ale mam nadzieję, że - mówiąc tak trochę po piłkarsku - Agnieszka będzie "rycerzem jesieni". Czyli że Wimbledon podbuduje ją na tyle, że to rywalki będą musiały ją gonić.

A Muguruza jest w stanie zaszkodzić w finale Serenie Williams?

W turniejach wielkoszlemowych można zaobserwować prawidłowość, że gdy do finału wchodzi niespodziewanie niżej notowana zawodniczka, jest z tego powodu tak zadowolona, iż w decydującym meczu nie gra na 100 procent swoich możliwości. Jeśli Muguruza podejdzie do tego meczu na zasadzie "super, że jestem w finale, ale w kolejnych latach będą następne", to pojedynek z Sereną będzie jednostronny. Ale jeśli Hiszpanka wyjdzie na kort odpowiednio zmotywowana, to przy jej potencjale fizycznym może postraszyć Amerykankę.

Co oczywiście nie oznacza, że wygra. Bo Serena Williams w finałach zawsze daje z siebie wszystko. Po drodze może być chora, kontuzjowana, chodzić przygarbiona i z miną cierpiętnicy. Ale gdy wychodzi na kort w decydującym meczu, to zachodzi w niej gigantyczna przemiana. Pojawia się zaciętość, determinacja, zaciśnięta pięść i chęć zdominowania rywalki. Do tego nie możemy zapominać, że Amerykanka ma realną szansę na zgarnięcie klasycznego Wielkiego Szlema, a także wyprzedzenie Steffi Graff w liczbie tytułów wielkoszlemowych ogółem. Obecnie ma na swoim koncie 20 wygranych, a Niemka - 23. Gdyby udało się ją wyprzedzić, byłby to rekord nie do pobicia w ciągu najbliższych stu lat. Dlatego Serena Williams będzie piekielnie zmotywowana i w starciu z Garbine Muguruzą nie postawiłbym na Hiszpankę nawet złotówki.

(MRod)