"Jesteśmy bardzo dumni" - mówi dziadek zwyciężczyni Australian Open Janusz Rzeźnik. Angelique Kerber - Niemka polskiego pochodzenia - pokonała Serenę Williams, liderkę światowego rankingu 6:4, 3:6, 6:4 i wywalczyła swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł. Puszczykowo – podpoznańska miejscowość, z którą związana jest triumfatorka – oszalało ze szczęścia.

"Jesteśmy bardzo dumni" - mówi dziadek zwyciężczyni Australian Open Janusz Rzeźnik. Angelique Kerber - Niemka polskiego pochodzenia - pokonała Serenę Williams, liderkę światowego rankingu 6:4, 3:6, 6:4 i wywalczyła swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł. Puszczykowo – podpoznańska miejscowość, z którą związana jest triumfatorka – oszalało ze szczęścia.
Angelique Kerber /MADE NAGI /PAP/EPA

Adam Górczewski: Jakie emocje towarzyszą Panu po triumfie wnuczki w Australian Open?

Janusz Rzeźnik: Jesteśmy bardzo zadowoleni z osiągnięcia wnuczki. Zrobiła nam olbrzymią niespodziankę, pokonując Serenę Williams. Jest to drugie jej zwycięstwo z tą tenisistką. Jesteśmy zadowoleni i cieszymy się z tego, że tutaj (w Puszczykowie - przyp. red.) się przygotowywała. Tutaj pracowała ciężko 3 tygodnie, przygotowanie tu odegrało wielką rolę. Zagrała dziś naprawdę super mecz, w ogóle się nie zraziła, że to Serena Williams. Serena zawsze miała respekt przed nią, obojętnie ile razy nie grały, to Serena nie przegrywała wysoko, małymi punktami. Dlatego naprawdę bardzo się cieszymy, zwłaszcza Puszczykowo. Ona jest urodzona w Niemczech, ale więcej w niej polskości: tutaj przebywa, mieszka, tu przyjeżdża bardzo chętnie, tu trenuje. Wyrzeka się wielu różnych rzeczy, bo to jest ciężka harówka. To, co wypracowała, to jej zasługa. 

Jaka nagroda ją czeka, jak tutaj przyjedzie?

Jej nie potrzeba nagrody. Rozmawialiśmy, dzwoniłem do niej, ona się bardzo cieszy. Mówiła, że chętnie zaraz przyjedzie, chyba w poniedziałek, nie wiadomo jak tam odloty będą - bo to kupę kilometrów i godzin jazdy... Tutaj może się jeden dzień prześpi i pojedzie do Lipska, bo tam jest Puchar Federacji i tam gra. 

Zdąży coś zjeść z kuchni babci?

Zobaczymy.

Ale trofeum z Melbourne przywiezie? Pan będzie miał okazję je dotknąć?

Naturalnie, że tak. Na pewno przywiezie. Zresztą ja też jadę do Lipska, to 500 km stąd - trzeba pojechać i zobaczyć.

Ostatnie pytanie: Czuje pan, że się przyczynił do tego dzisiejszego sukcesu?

Gdybym nie wybudował hali, nie miałaby gdzie trenować, przygotowywać się. Inne zawodniczki wybierają sobie różne kraje. Obojętnie gdzie się nie jest, to trzeba pracować, żeby te osiągnięcia dostać. Rozumiem, że jest dobrze, tak jak jest. Ona za każdym razem się tutaj przygotowuje, mówi, że tutaj na hali jest taka sama szybka piłka, jak na Wimbledonie. Udowodniła to w tamtym roku, wygrywając cztery turnieje na czterech nawierzchniach. 

(mal)