"Jak się przegrało, to się przegrało - i wszystko jedno z kim. Ale z drugiej strony, inaczej się przegrywa w dwóch setach, w trzech, w tiebreaku" - mówiła Agnieszka Radwańska po sromotnej porażce w półfinale Australian Open. Polka uległa Słowaczce Dominice Cibulkovej 1:6, 2:6. "To jest półfinał Wielkiego Szlema, więc nie można aż tak narzekać. Ale jak się jest już w tej fazie, to tym bardziej chce się to wykorzystać. Zawsze już będzie gdzieś z tyłu głowy, że była szansa" - przyznała.

Dziś byłam naprawdę wolna. Spóźniałam się niemal do każdej piłki. Czułam w pełni, że to nie był mój dzień. Oczywiście starałam się i próbowałam wrócić do gry, zwłaszcza w drugim secie. Mam wrażenie, że ja tego bardzo chciałam, ale moje nogi już nie za bardzo. Brakło mi świeżości - mówiła po meczu Radwańska. Może byłoby inaczej, gdybym w ćwierćfinale grała taki mecz jak Cibulkova - stwierdziła, dodając, że przed półfinałem każda zawodniczka powinna mieć dzień przerwy. Tutaj raczej nie ma łatwych meczów - tłumaczyła. Faktem jest, że Słowaczka mogła mieć większy zapas sił, bowiem w drodze do półfinału spędziła na korcie ponad dwie godziny mniej niż "Isia".

Pytana przez dziennikarzy, czy ma dla niej znaczenie, że przegrała z niżej sklasyfikowaną zawodniczką, z którą wcześniej zazwyczaj wygrywała, a nie z kimś mocniejszym, Radwańska odpowiedziała: Z jednej strony to nie ma znaczenia, bo jak się przegrało, to się przegrało - i wszystko jedno z kim. Ale z drugiej strony ma to jakieś znaczenie, bo każdy mecz jest inny i wiadomo, że inaczej się przegrywa w dwóch setach, w trzech, w tiebreaku. Faktycznie Cibulkova ma jakiś turniej życia, plus jakieś trochę łatwiejsze losowanie - i wyszło, jak wyszło.

Podkreśliła, że mimo wszystko do domu wróci z uśmiechem. To jest półfinał Wielkiego Szlema, więc nie można aż tak narzekać. Ale na pewno, jak się jest już w tej fazie, to tym bardziej chce się to wykorzystać. Zawsze już będzie gdzieś z tyłu głowy, że była szansa - mówiła.

Zaznaczyła, że będzie trzymać kciuki za Łukasza Kubota, który w parze ze Szwedem Robertem Lindstedtem awansował do finału debla. Z Łukaszem znamy się ładnych parę lat, jesteśmy dobrymi kolegami. To jest osoba, która na pewno na to zasługuje (zwycięstwo w Wielkim Szlemie - przyp. red.). Tyle, ile on pracuje... Jest profesjonalistą w każdym calu. Godny przykład dla dzieci. Oby wygrał - mówiła. Przyznała jednak, że finałowego pojedynku nie obejrzy na żywo: Raczej uciekam do domu. Byłam tutaj miesiąc - wystarczy, dziękuję.

Pytana o plany po powrocie do Polski, podkreśliła, że przyda jej się kilka dni odpoczynku. To jest początek sezonu, więc na więcej sobie nie można pozwolić, ale po takim miesiącu grania parę takich dni wolnych jest największym marzeniem - przyznała.