Agnieszka Radwańska jest rozczarowana po porażce w półfinale Wimbledonu, ale z dotarcia do najlepszej czwórki londyńskiej imprezy wielkoszlemowej jest zadowolona. "Wzięłabym taki wynik w ciemno" - zaznaczyła rozstawiona z "13" tenisistka z Krakowa.

Nawet jeśli teoretycznie drabinka wyglądała na korzystną, to to wszystko się nieraz szybko zmienia. Te napisane tłustym drukiem zawodniczki mogą szybko odpaść. Dlatego półfinał wzięłabym w ciemno - podkreśliła Radwańska po porażce z Garbine Muguruzą 2:6, 6:3, 3:6.

Jak dodała, grająca z numerem 20. Hiszpanka zagrała tego dnia bardzo dobrze. Zbyt dobrze, by ją pokonać.

Zaczęła bardzo szybko. Ja z kolei byłam trochę zbyt wolna na początku. Kluczowy w drugim secie był punkt przy stanie 1:3. Wykorzystałam wówczas swoją szansę. Miałam je też w decydującej partii, zwłaszcza na początku. Ale ona grała bardzo solidnie w ważnych momentach i świetnie serwowała. Nie było łatwo ją przełamać. Grała bardzo równo, bez wzlotów i upadków. Nawet jak uderzała bardzo mocno, to wciąż potrafiła posłać ją w dobrym kierunku. Z pewnością jeszcze nieraz zobaczymy ją w drugim tygodniu Wielkiego Szlema - oceniła krakowianka.

W drugim secie podopieczna Tomasza Wiktorowskiego zanotowała udany powrót do gry - przy stanie 1:3 zapisała na swoim koncie pięć kolejnych gemów.

To Wielki Szlem. Tu się zawsze walczy do końca. Można z każdego wyniku tak naprawdę wrócić - zastrzegła.

Spytana o nerwy odpadła, że nie czuła tremy, bowiem grała wcześniej już dwukrotnie w półfinale Wimbledonu i wiedziała, czego się spodziewać. Zapytana o zdradzenie taktyki na mecz z Muguruzą odpowiedziała: Czasem grasz tak, jak ci przeciwnik pozwala. Oczywiście, zawsze można znaleźć inny sposób na to, by być w meczu, odmienić jego losy. Taktyka na tego typu spotkania jest bardzo prosta: nie posyłać piłki na środek kortu, skupić się na serwisie i wkładać tyle siły w pierwsze podanie, ile to możliwe. To próbowałam robić, ale rywalka była dziś zbyt dobra.

W końcówce trzeciej odsłony nie sprzyjało jej szczęście - piłka zatrzymała się na taśmie, miała też pecha z challenge'em w ostatnim gemie, gdy poprosiła o weryfikację, która okazała się korzystna dla rywalki.

W całym meczu było kilka takich piłek, ale tak naprawdę każda miała jakieś tam znaczenie. Wiedziałam, że tak będzie, spodziewałam się zaciętego meczu i tego, że nie będzie łatwych piłek. W każdym meczu trzeba mieć troszkę szczęścia, zwłaszcza w tak zaciętym. Dziś więcej miała go Garbine, ale nie ma gwarancji, że wygrałabym cały mecz, gdyby udało mi się we wspomnianych sytuacjach - dodała.

W finale londyńskiej imprezy sprzed trzech lat - z Amerykanką Sereną Williams - Polka także zaliczyła efektowny powrót, ale wtedy też przegrała w trzech setach.

Rzeczywiście, podobnie się to potoczyło. Jak widać, to już klasyk. Oczywiście jestem rozczarowana porażką, ale ogółem to były udane dwa tygodnie - skwitowała.

Teraz 26-letnia zawodniczka planuje kilkudniowy odpoczynek. Nie mam pojęcia jeszcze gdzie pojadę, dziś wieczorem będę szukać. Pozostanę przy hotelu i spa, ale może kiedyś pojadę gdzieś z plecakiem. Nigdy wcześniej tego nie robiłam - dodała.

Zapewniła, że pozytywna energia, która jej towarzyszyła na kortach trawiastych, powinna pozostać przy niej po przejściu na twardą nawierzchnię. Jej celem na dalszą część sezonu jest zapewnienie sobie prawa startu w kończącym sezon turnieju masters w Singapurze. Weźmie w nim udział osiem najlepszych singlistek tego roku.

(j.)