"Mamy roczne dziecko, bawiliśmy się z nim w wodzie, gdy w pewnej chwili rozległy się strzały. To były strzały z broni automatycznej. Jeszcze słyszałem jakieś trzy wybuchy. Jedyne co zrobiliśmy, to złapaliśmy dziecko i pobiegliśmy na bok" - mówi pan Przemek ze Szczecina, świadek zamachu, do którego doszło w tunezyjskiej Susie.

Bogdan Zalewski: Czy mógłby pan opisać to, co zdarzyło się w Tunezji? Państwo byliście świadkami tej tragedii...

Pan Przemek, turysta ze Szczecina: Tak, my byliśmy w tym czasie na plaży. Mamy roczne dziecko, bawiliśmy się z nim w wodzie, gdy w pewnej chwili rozległy się strzały. To były strzały z broni automatycznej. Jeszcze słyszałem jakieś trzy wybuchy. Jedyne co zrobiliśmy, to złapaliśmy dziecko i pobiegliśmy na bok, pozostawiając tam cały sprzęt... Pobiegliśmy do hotelu, jak wszyscy inni zresztą. Także na początku to była ogólna panika i dezorientacja, a potem czekaliśmy... Tak naprawdę cały czas czekamy, co się będzie działo, jakie będą decyzje i jakie mamy możliwości, bo nie wiemy, czy biura zarządzą jakiegoś rodzaju ewakuację, czy podstawią jakiś samolot, i jak to będzie dalej wyglądało.

Jak duża grupa Polaków jest z Państwem?


Razem z nami przyjechało na pewno kilkadziesiąt osób, ale trudno mi powiedzieć... Bo tych hoteli też tutaj jest dość sporo, nasz jest w pewnej odległości od tego, w którym to się działo, nie jestem pewien jaka to jest odległość. Myślę, że możemy być kilometr od tego miejsca, 500 metrów może? Nie wiem, strzały wydawały się dość głośne w każdym razie, ale trudno mi ocenić... Z tego co się orientuję to wszyscy z Polaków, którzy byli z tej naszej grupy, są na miejscu. Z tego co słyszałem, to Rosjanie kogoś szukali, nie mogli jednej osoby zlokalizować ze swojej ekipy, a tak to za dużo nie wiadomo... Chyba nawet jeden z Polaków, jakiś ratownik medyczny, udzielał komuś tam pomocy, bo człowiek przyszedł cały zakrwawiony... Także ludzie sobie radzą jak tylko mogą.

Pan opisał swoją pierwszą reakcję: strach i paniczna ucieczka. A jakie są teraz nastroje?

Przede wszystkim to dezorientacja. Nikt nie wie, o co chodzi, ludzie się zbijają w grupki i chodzą gdzieś po hotelu, dzwonią do znajomych, bliskich i czekają na jakiegoś rodzaju decyzje czy jakieś możliwości. Oczywiście dużo osób chce jak najszybciej wracać do domu.

Jak długo już przebywacie w Tunezji?

Przylecieliśmy wczoraj, także właśnie dziś po raz pierwszy byliśmy na plaży.

Te wakacje rozpoczęły się dla Państwa fatalnie...

No nie spodziewaliśmy się tego... Ale powiem tak, wielu naszych znajomych na hasło "Tunezja" mówiło, że jest to niebezpieczny kraj, pamiętając pewnie zeszły rok... Trochę potem o tym poczytałem, doszliśmy do wniosku, że od tamtej pory nic się takiego nie wydarzyło i właściwie chyba nie ma sensu się jakoś tak za bardzo przejmować. Poza tym teoretycznie to się może zdarzyć wszędzie, ale na pewno nie spodziewaliśmy się, że praktycznie dosłownie w zasięgu wzroku.

Nie obawiali się Państwo zabrać tam dzieci? 

Trochę się obawialiśmy, tym bardziej, że nigdy nie wiadomo, co będzie się działo z rocznym dzieckiem.

Życzę szczęścia, życzę szybkiego i bezpiecznego powrotu do kraju.

Dziękuję bardzo.

(mal)