​Przez lata prowadziła agencję nieruchomości i pisała książki dla dzieci. Przeszła jednak na islam, zradykalizowała się, porwała swojego syna i dołączyła do morderczego orszaku terrorystów. Rosjanie poinformowali o śmierci obywatelki swojego kraju. 38-letnia Daria Icankowa walczyła w szeregach dżihadystów w Syrii i Iraku.

W 2008 roku Icankowa prowadziła agencję nieruchomości. Klienci zaczęli oskarżać ją jednak o oszustwa. Kobieta uciekła wtedy do Aleksandrowa, gdzie zamieszkała u rodziców swojego ówczesnego męża, Michaiła. Jej partner pracował wówczas w Soczi. W 2010 roku wrócił do Aleksandrowa. Wtedy Icankowa powiedziała mu, że zamierza przejść na islam. Nie zwracałem na to uwagi, dopóki nie zaczęła chodzić w hidżabie i codziennie się modlić - wspomina Michaił.

Znaczące było też, że przestała opiekować się niegdyś ukochanym psem. Kiedy przyjechałem, zobaczyłem, że nie wychodzi z nim na spacery, nie karmi go, nie zwraca na niego uwagi. To było zupełnie dziwne - opowiada.

Kobieta opublikowała także wówczas książkę fantastyczną dla dzieci o chłopcu, który ratuje świat przed inwazją kosmitów. Była nawet nominowana do nagrody literackiej. Dziś tej informacji na stronie wydawnictwa na próżno szukać.

Pewnego dnia wróciłem do domu i nie mogłem znaleźć ani jej, ani naszego syna Dawida. Zostawiła kartkę na stole, na której napisała, że się wyprowadza - opowiada. Z początku myślał, że to żart, bo do całej sytuacji doszło 1 kwietnia.

Kobieta napisała, że zamierza spędzić swoje życie z niejakim Avraamem. Syna zmuszała do nauki arabskiego. W 2011 roku zainterweniowali dziadkowie chłopca. Dawid wrócił do ich domu, a Icankowa odwiedzała go co jakiś czas. Podczas jednej z wizyt zabrała wówczas 4-letnie dziecko na spacer. Po kilku godzinach napisała wiadomość: "Dziecko powinno być u matki i przez matkę wychowane". Słuch o niej zaginął. Później okazało się, że kobieta wyjechała z chłopcem do Machaczkały, stolicy Dagestanu. Policja nie mogła nic zrobić, bo dziecko było ze swoją matką, której nie odebrano praw rodzicielskich.

W Machaczkale Icankowa wpadła w towarzystwo rekruterów Państwa Islamskiego. Pomagała im zbierać fundusze na terrorystyczną organizację. Wzięła także ślub z bokserem z Kanady Williamem Płotnikowem, któremu urodziła córkę. Płotnikow walczył po stronie separatystów w kaukaskiej republice. Był także przyjacielem jednego z zamachowców z Bostonu. W 2012 roku zginął w walkach z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa.

Icankowa dalej zbierała fundusze dla Państwa Islamskiego, m.in. poprzez sprzedaż mydła domowej roboty. W 2013 roku FSB chciało ją zatrzymać, jednak kobiecie udało się uciec. Wtedy zaczęły pojawiać się informacje, że kobieta trafiła do Iraku. Jej były mąż wspomina, że zobaczył zdjęcia swojego syna z kałasznikowem. Byłem wściekły - mówi.

Kobieta zginęła w bombardowania we wrześniu w Syrii, w pobliżu granicy z Irakiem. W gruzach jednego z budynków, obok ciał, znaleziono jej paszport. Prawdopodobnie razem z nią zginęły jej dzieci. Rosyjskie służby dopiero teraz podają te informacje. 

Te rewelacje nie są jednak do końca potwierdzone. Według niektórych źródeł kobieta zostawiła swoje dokumenty jeszcze przed wyjazdem na Bliski Wschód, więc nie mogła mieć z sobą paszportu. Jej były mąż jest przekonany, że kobieta upozorowała swoją śmierć, aby rosyjskie służby przestały jej poszukiwać. 

(az)