Republikański senator John McCain twierdzi, że ostatnie zamachy przeprowadzone przez Państwo Islamskie nie byłyby możliwe, gdyby nie wycofanie wojsk USA z Iraku w 2011 roku. Odpowiedzialność za błędne decyzje w sferze bezpieczeństwa spoczywa na Obamie – podkreślił.

Wcześniej, przemawiając w Kongresie Stanów Zjednoczonych, senator z Arizony obwinił również prezydenta USA za doprowadzenie do wzrostu znaczenia Państwa Islamskiego. Jego zdaniem "pozwoliło to tej terrorystycznej organizacji wymyślać, planować i przeprowadzać zamachy, względnie kierować ich przebiegiem, w Stanach Zjednoczonych i w Europie tak, jak to miało miejsce w Paryżu, Brukseli, San Bernardino i ostatnio - w Orlando".

Państwo Islamskie stało się tym, czym jest, głównie dzięki błędom Baracka Obamy - powiedział McCain. Wycofanie się Amerykanów z Iraku, skłoniło Al-Kaidę do ofensywy nie tylko w Iraku, ale również w Syrii, co z kolei pozwoliło się wykrystalizować Państwu Islamskiemu - dodał. Słowa McCaina o osobistej odpowiedzialności Obamy wywołały niezadowolenie wśród Demokratów. Deputowana z Arizony, Ann Kirkpatrick wydała specjalne oświadczenie w tej sprawie. Podkreśliła w nim, że " McCain niebezpiecznie przekroczył swymi komentarzami czerwoną linię, podważając autorytet Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych i to w momencie, gdy prezydent udał się do Orlando, aby zamanifestować solidarność z rodzinami ofiar masakry".

Senator zmienia zdanie?

W oświadczeniu wydanym w czwartek wieczorem, senator z Arizony, który w 2008 r. był kandydatem Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich przegranych na rzecz Baracka Obamy, wycofał się z części swych oskarżeń pod adresem głowy państwa. Jak podkreślił, chodziło mu "nie o osobistą odpowiedzialność prezydenta, ale wyłącznie o jego błędne decyzje w sferze bezpieczeństwa narodowego".

Krytyczne uwagi senatora McCaina na temat polityki prowadzonej przez prezydenta Obamę mają szerszy kontekst - pisze na swej stronie internetowej dziennik "Washington Post". Wpisują się one w debatę na temat dostępu do broni palnej w USA. Kwestia ta podzieliła demokratów i republikanów, stając się przyczyną poważnego ideowego sporu.

Po zakończeniu dwugodzinnego spotkania z rodzinami ofiar masakry w Orlando, jakie odbyło się w czwartek w tym mieście, prezydent Obama powiedział, że to amerykańska polityka doprowadziła do sytuacji, w której "terroryści i osoby zaburzone mają łatwy dostęp do potężnej broni". Ci, którzy tak żarliwie bronią łatwego dostępu do śmiercionośnej broni, powinni się spotkać z bliskimi tych, których zamordowano przy jej użyciu w Orlando - powiedział amerykański prezydent.

Przypomniał, że dwa ostatnie ataki uznane za zamachy terrorystyczne (w Orlando i w San Bernardino ) były dziełem "domorosłych" ekstremistów. Zwrócił też uwagę, że choć motywy sprawców innych strzelanin różniły się być może od motywów zbrodni napastnika z Orlando, to jednak "narzędzia zbrodni były podobne". Musimy wszyscy pracować razem nad tym, by powstrzymać zabójców, którzy chcą nas sterroryzować - dodał Obama. Jeśli nie będziemy działać, to będziemy świadkami następnych takich masakr ja ta (w Orlando) - podkreślił.

Prezydent powiedział też, że cieszy go decyzja Senatu USA, w którym odbędzie się głosowanie w sprawie zablokowania możliwości nabywania broni przez osoby podejrzane o terroryzm. Inicjatywę w tej sprawie zgłosili senatorowie z Partii Demokratycznej.

(ug)