Około 3,5 tysiąca policjantów zabezpieczało wczorajszy protest Strajku Kobiet w Warszawie: oznaczać to może, że jeden funkcjonariusz przypadał na dwóch, maksymalnie trzech uczestników demonstracji - dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Ustalił również, że w akcji brali udział policjanci Biura Operacji Antyterrorystycznych: to funkcjonariusze, którzy działali w tłumie protestujących po cywilnemu, używając pałek teleskopowych. Brutalność działań policji wzbudziła ogromne kontrowersje.

Na publikowanych w mediach społecznościowych nagraniach wideo widać np., jak funkcjonariusz po cywilnemu bije pałką teleskopową idących spokojnie demonstrantów, jak kordon policji używa gazu pieprzowego wobec spokojnie stojących ludzi albo funkcjonariusz używa gazu wobec posłanki pokazującej poselską legitymację.

W środę - w pierwszym dniu posiedzenia Sejmu - zorganizowano w Warszawie kolejny już protest przeciwko zaostrzaniu przepisów antyaborcyjnych. Planowana była blokada Sejmu, ale ostatecznie - ponieważ policja zablokowała dojście do gmachu - uczestnicy demonstracji przemaszerowali stołecznymi ulicami.

60 tajniaków w tłumie. Mieli wyłapywać prowokatorów

Według ustaleń Krzysztofa Zasady, w policyjnej akcji brało udział około 3,5 tysiąca funkcjonariuszy, co może oznaczać, że jeden funkcjonariusz przypadał na maksymalnie trzech manifestantów.

W działaniach uczestniczyli również policjanci Biura Operacji Antyterrorystycznych: to oni pojawili się w tłumie protestujących po cywilnemu, używając pałek teleskopowych. Z informacji naszego reportera wynika, że chodzi o mniej więcej 60 policjantów.

Tajniacy przemieszczali się w grupach demonstrantów, a ich zadaniem - przynajmniej w założeniach - było wyłapywanie ludzi prowokujących starcia i atakujących funkcjonariuszy i uczestników marszu.

Podobne działania - jak zaznacza Krzysztof Zasada - prowadzone były również podczas poprzedniego wielkiego protestu Strajku Kobiet w Warszawie - tyle że wtedy działania tajniaków skupiały się na ochronie uczestników protestu atakowanych przez kibolskie bojówki. Teraz antyterroryści działali tylko wewnątrz marszu, którego nikt nie atakował.

Za przestępstwa odpowie 13 protestujących "najbardziej agresywnych wobec policjantów"

Policjanci zatrzymali ponad 20 manifestantów, za przestępstwa odpowiedzieć ma 13 z nich, jak mówił rzecznik prasowy stołecznej komendy nadkom. Sylwester Marczak: "najbardziej agresywnych wobec policjantów".

"Mówimy o naruszeniu nietykalności, mówimy o zmuszaniu do zaprzestania wykonywania zadań służbowych" - wyjaśnił.

Rzecznik policji o tajniakach używających pałek: Musiały być tego powody

Odnosząc się w rozmowie z dziennikarzami do zarzutów dot. działań policji, Marczak zaznaczył, że wczorajsze zgromadzenia nie tylko były nielegalne, ale też nie miały charakteru pokojowego, i przekonywał, że wszystkie działania funkcjonariuszy były reakcją na łamanie prawa przez demonstrantów.

Zapytany natomiast przez dziennikarza RMF FM Krzysztofa Zasadę o uzasadnienie brutalności policjantów po cywilnemu, którzy m.in. używali pałek teleskopowych, Marczak odpowiedział, że musiały być tego powody.

"Nie ma czegoś takiego, że policjanci świadomie będą łamać czyjeś prawa. Policjanci nie atakują, policjanci używają środków przymusu bezpośredniego" - stwierdził.

Podzielił się również radą: jeśli ktoś czuje się przez działania policji poszkodowany, może zgłosić skargę.

Policjanci otoczyli demonstrantów na pl. Powstańców Warszawy. Wylegitymowali pół tysiąca ludzi

Sylwester Marczak tłumaczył m.in., że na pl. Powstańców Warszawy grupa protestujących, która nie zastosowała się do kilku wezwań do rozejścia się, została otoczona przez policjantów, by mogli oni wylegitymować łamiących prawo i skierować wnioski do sanepidu.

Część demonstrantów próbowała jednak wydostać się z kordonu - żeby, jak stwierdził rzecznik, uniknąć odpowiedzialności - i wobec tych ludzi zastosowane zostały środki przymusu bezpośredniego.

W tym miejscu policjanci wylegitymowali 497 ludzi, po czym skierowali 320 wniosków do sądu i 297 notatek do sanepidu.