"Spróbowaliśmy, podjęliśmy walkę, ale kiedy zobaczyliśmy, że nie ma szans na wygraną, trzeba było pomyśleć o jutrzejszym biegu i zachować nieco sił” - tak Zbigniew Bródka skomentował przegrany pojedynek polskich panczenistów z Holendrami w półfinale zawodów drużynowych w Soczi. Biało-czerwonych czeka w sobotę walka o brązowy medal z Kanadą.

Podopieczni trenera Wiesława Kmiecika mieli w piątek zaplanowane dwa biegi - oczywiście pod warunkiem zwycięstwa w ćwierćfinale z Norwegią. Polacy pojechali w tym biegu znakomicie, ale kosztował ich tak dużo sił, że nie mieli szans na skuteczną rywalizację z Holendrami.

Sprawdziło się, że Norwegowie potrafią jechać bardzo mocno. Ale my byliśmy na to przygotowani. Wiedzieliśmy, że trzeba pracować równo i mocno, gdyż przespany początek mógłby sprawić, że już musielibyśmy wracać do domu - mówił po wszystkim Bródka, mistrz olimpijski na 1500 m.

Polacy długo przegrywali ze Skandynawami, ale końcówka należała do nich. Ostatecznie "wykręcili" rewelacyjny czas 3.42,78 - niewiele ponad sekundę gorszy od rekordu kraju, ale ustanowionego na superszybkim obiekcie w Calgary. To był trzeci wynik dnia, lepsze czasy mieli tylko finaliści - Holandia i Korea Południowa.

Przepustką do walki o złoto był bieg z "Pomarańczowymi", którzy w Soczi zdominowali rywalizację na długim torze. Szyki pokrzyżował im tylko Bródka, który na dystansie 1500 m pokonał Koena Verweija o trzy tysięczne sekundy. W piątek rywal mu się zrewanżował.

Możemy stanąć indywidualnie i znów się ścigać - stwierdził jednak Bródka, wciąż zniesmaczony zachowaniem Verweija, który wyraźnie rozgoryczony wynikiem biegu na 1500 m nie spieszył się z gratulacjami dla polskiego rywala. Co prawda, później obaj z uśmiechem pozowali do zdjęć, ale zadra pozostała. Bródka o tym nie zapomniał: Zdania o nim nie zmienię, jeśli chodzi o zachowanie i charakter - to nie jest człowiek godny naśladowania.

W półfinale zawodów drużynowych Holendrzy pokazali Polakom miejsce w szeregu, choć tak naprawdę biało-czerwoni już wcześniej mieli obmyśloną taktykę. Wiedząc, że nie są w stanie wygrać z potentatem, nie jechali na maksimum możliwości, oszczędzając siły na pojedynek o brąz z Kanadą. Wymowny był też rezultat - o 10 s gorszy od tego z Norwegią.

Spróbowaliśmy, podjęliśmy walkę, ale kiedy zobaczyliśmy, że nie ma szans na wygraną, trzeba było pomyśleć o jutrzejszym biegu i zachować nieco sił. Holendrzy pierwszy start potraktowali rozgrzewkowo (zdeklasowali Francję - przyp. red.), a nas inauguracja kosztowała bardzo dużo - przyznał Bródka.

W sobotę on, Jan Szymański i Konrad Niedźwiedzki powalczą o brąz z Kanadyjczykami.

(edbie)