"Dokopałyśmy potęgom" - tak sukces w drużynowym biegu w łyżwiarstwie szybkim skomentowała Katarzyna Bachleda-Curuś. Po raz drugi z rzędu polskie panczenistki stanęły na olimpijskim podium. W Soczi zdobyły srebrny medal, ulegając drużynie Holenderek.

Polki w składzie: Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska, Natalia Czerwonka i Katarzyna Woźniak pojechały znakomicie i pokonały o 1,5 s rywalki niesione dopingiem publiczności.

W ćwierćfinale i półfinale zamiast Woźniak jechała Natalia Czerwonka (MKS Cuprum Lubin), dzięki czemu medale otrzyma cała czwórka. 

W finale mogłyśmy umożliwić występ Kaśce (Woźniak). Miałyśmy komfort rozegrania biegu na totalnym luzie, aby go tylko przejechać. Holenderki są nie tylko poza naszym zasięgiem, ale i całego świata. Dlatego chodziło o to, aby nie było jakiegoś kretyńskiego błędu i w konsekwencji dyskwalifikacji - stwierdziła Bachleda-Curuś, która po raz czwarty startowała na olimpiadzie.

34-letnia zawodniczka przyznała, że emocje opadły po wygranym półfinale. To był nasz przysłowiowy "gol". Cieszę się, że każda z nas ma medal, bo wszystkie na niego zasłużyłyśmy. Kasi byłoby przykro, zresztą miałyśmy przykład sprzed czterech lat. A z drugiej strony może dzięki temu Natalia (Czerwonka) jest w takim miejscu, w jakim jest, bo wykonała kawał ciężkiej pracy i to procentuje w drużynie. Pamiętajmy, że do kompletu brakuje jednego krążka... - mówiła.

Nie mamy hali, ale nie przeszkadza nam to w osiąganiu wyników. Super, że mogłyśmy "dokopać" takim potęgom, jak Rosja, Niemcy, Norwegia. W przygotowaniach są one lata świetlne przed nami. A u nas trzeba wiele zmienić - przyznała Bachleda-Curuś.

Wielkiej euforii nie było widać na twarzy Woźniak: Bardzo dziękuję dziewczynom, że mogłam wystąpić w finale. Dwa pierwsze biegi przejechały wspaniale, wręcz idealnie. A ja naprawdę starałam się przez cztery lata i dawałam tyle, ile mogłam w każdym momencie - mówiła zawodniczka.

Z kolei jak mówiła Luiza Złotkowska, najtrudniejszym biegiem był półfinał z Rosją. Nie kalkulowałyśmy, bo myśląc o zwycięstwie trzeba było popędzić od początku. Zresztą jako wicemistrzynie globu i wiceliderki Pucharu Świata wiedziałyśmy, po co tutaj przyjeżdżamy - mówiła.

Moim talizmanem okazały się okulary w żółtym kolorze, wpadającym w złoty. Zakładam je tylko na najważniejsze imprezy. A jeśli chodzi o sen, on się spełnił, byłyśmy w wielkim finale - dodała na koniec.

(abs)