Panczeniści i panczenistki bez tajemnic... Przed zmaganiami drużynowymi polskich łyżwiarzy i łyżwiarek szybkich mówimy o ludziach, bez których ich sukcesy nie byłyby możliwe. O swojej pracy opowiadają Arkadiusz Skoneczny - masażysta kadry narodowej od 8 lat i Marek Sewastianik - fizjoterapeuta kadry kobiet. To także dzięki nim nasi sportowcy mogą trenować i startować na światowym poziomie. To także ich zasługą są olimpijskie medale.

W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim i Tomaszem Staniszewskim Arkadiusz Skoneczny i Marek Sewastianik ujawniają, ile czasu potrzeba na doprowadzanie zawodniczek i zawodników po starcie do stanu "pełnej używalności", mówią o problemach z utrzymaniem symetrii ciała, gdy jeździ się zawsze w lewą stronę, podkreślają, że u łyżwiarek i łyżwiarzy najważniejsze są pośladki.

Grzegorz Jasiński: Jakie największe wyzwania dla organizmu sportowców przynoszą te dyscypliny? Co jest dla organizmu sportowców najtrudniejsze?

Arkadiusz Skoneczny: Zawodnicy muszą być przygotowani od strony fizjologicznej, czyli mięśnie muszą być rozwinięte, także układ krążenia. Najbardziej przeciążone są staw skokowy, staw kolanowy i biodrowy.

Marek Sewastianik: To jest taka grupa, która jest bardzo trudna do wykonywania działań sportowych, ponieważ i mięśnie stabilizujące bardzo silnie muszą działać, jak również dynamiczne - czyli trzeba utrzymać postawę, a równocześnie trzeba dynamicznie operować kończynami, żeby utrzymać prędkość i równowagę - a więc jest to jedna z najtrudniejszych dyscyplin do uprawiania. Zawodnicy są bardzo dobrze przygotowani pod kątem fizycznym, dlatego mogą tak dobre wyniki osiągać.

Grzegorz Jasiński: Powszechna opinia, którą potwierdzi większość kibiców jest taka, że łyżwiarze i łyżwiarki szybkie to są sportowcy, u których szczególnie uda są bardzo rozwinięte. Czy to jest mit, czy to jest prawda?

Arkadiusz Skoneczny: To jest prawda, gdyż wiadomo - poruszamy się na nogach, góra jest trochę odciążona - wyłączona, ale pracujemy z zawodnikami, budujemy nie tylko tę część dolną - ale cały korpus tu musi silnie pracować i być powiązany razem z nogami. W telewizji ładnie to widać, że zawodnicy są bardzo umięśnieni, ale zaznaczę - nad górą zawodników też pracujemy…

Grzegorz Jasiński: Porozmawiajmy o liczbach… Obwód w udzie - czy to są wartości nieporównywalne z powiedzmy "normalnymi" ludźmi, którzy przecież też chodzą na nogach, ale nie tak intensywnie…

Marek Sewastianik: Może nie w centymetrach, nie matematycznie, ale oczywistą jest sytuacją, że gdyby każdy tak intensywnie ćwiczył w półprzysiadzie, chodził, czy jeździł w domu, to również mógłby tę "sferę" rozwinąć, pod warunkiem dobrego odżywiania się. Pośladki - ten mięsień pośladkowy wielki, który widać czy czworogłowy, który się mocno rozbudowuje, to właśnie dzięki tej pozycji. U innych sportowców nieco mniej, ale u łyżwiarzy rozwijają się właśnie te grupy mięśni.

Arkadiusz Skoneczny: Szczególnie właśnie mięsień pośladkowy. Jesteśmy panami - a więc widzimy, że kobiety - ale i mężczyźni też…mają pięknie rozwinięte pośladki… No bo niestety - ten mięsień tu najbardziej pracuje.

Grzegorz Jasiński: Te mięśnie trzeba masować, trzeba utrzymywać w pełnej sprawności i to właśnie dla masażystów, fizjoterapeutów jest największe wyzwanie…

Marek Sewastianik: Każda dyscyplina sportu ma swoje priorytety w tym zakresie. Tutaj właśnie te partie, o których mówiliśmy. Natomiast nasza odnowa biologiczna, jeżeli nie polega na leczeniu, nie ma urazów - to oczywiście koncentruje się nie tylko na tych mięśniach. Trzeba to połączyć, bo w całym ujęciu całego łańcucha biomechanicznego jest to ważne. My pytamy sportowców co się dzieje, rozmawiamy, nawiązujemy kontakt emocjonalny, żeby właściwie podejść - tak, by następnego dni mógł wystartować, czy dalej trenować.

Grzegorz Jasiński: Wspominał pan jak ważne są mięśnie grzbietu, tułowia - dla kibiców ból, który w naszej świadomości się pojawia, zwłaszcza na dłuższych dystansach - to jest to, że biegnie się w tym zgięciu i utrzymuje w tym pochyleniu… To ma kluczowe znaczenie?

Arkadiusz Skoneczny: Nasi zawodnicy są już tak wykształceni, specyfika tej dyscypliny jest niestety taka, że musimy być w tym zgięciu i oni są przyzwyczajeni do tej pozycji. To jest tak samo jak pan siedzi przed telewizorem, komputerem, czy tak jak teraz sobie siedzimy - jest pan do tego przyzwyczajony…

Grzegorz Jasiński: Do pozycji na kanapie, przed telewizorem każdy z nas jest przyzwyczajony i to czasami strasznie trudno ja utrzymać…

Arkadiusz Skoneczny: No, ale tak czy inaczej mięśnie są tak rozwinięte, że pozwalają nam ją utrzymać. W tej chwili nie ma dla nich żadnego problemu przejechanie pięciu, dziesięciu, piętnastu czy dwudziestu kilometrów w pozycji.

Grzegorz Jasiński: A jak się to ma to short tracku? Czy jest tu jakakolwiek różnica, czy też są to tacy sami łyżwiarze, tylko narzucono im trochę takie bardziej ciasne ramy…

Marek Sewastianik: Trening łyżwiarski jest podobny, natomiast sam tor wygląda nieco inaczej, bo 111 metrów i 12 centymetrów, ale w zasadzie co chwila wchodzą w zakręt, w lewo. Więc jak się obserwuje jest to szybka jazda - na przykład na dystansie 500 metrów, gdzie to są 4 i pół okrążenia - w tym momencie muszą wyprzedzać szybko. Jest to jazda dość niebezpieczna, czasami na milimetry i błąd techniczny kosztuje o wiele więcej niż na długim torze. Czasem jedno posunięcie łyżwy decyduje, kto wygrał. Dla samego układu ruchu treningi są pewnie zbliżone, w tym pojęciu, że i siłę się trenuje, szybkość, wytrzymałość, te cechy motoryczne, które są niezbędne - natomiast sam tor wygląda inaczej i jest dużo bardziej niebezpiecznie. Pracowałem i pracuję cały czas również z short trackiem - tu wykluwanie się tych zawodników, w pojęciu mistrzowskim jest w Białymstoku i często mamy tu urazówkę. Ostatnio w Kołomnie i to podczas treningu, na rozgrzewce zawodnik doznał urazu, kiedy otrzymał cios łyżwa w czoło i 9 szwów zostało założonych, tak że nie jest to łatwy sport pod względem bezpieczeństwa. Trzeba uważać. Kask, okulary, są też zabezpieczające materace - i pompowane i zwykłe, nie twarde bandy na niektórych obiektach, dwa zespoły lekarskie zabezpieczające zawody - tak że tutaj naprawdę, z każdej strony dba się o to bezpieczeństwo.
 
Tomasz Staniszewski: Poza wspomnianymi cięciami, z czym najczęściej macie do czynienia? W łyżwiarstwie szybkim upadek jako taki zdarza się niezwykle rzadko, kontuzje natomiast częściej - z jakimi urazami najczęściej się spotykacie?

Arkadiusz Skoneczny: Ta kadra łyżwiarzy szybkich, która teraz jest - to żaden zawodnik nie przechodził jakiejś urazowości. Była tylko Luiza Złotkowska, która miała zerwane więzadło krzyżowe przednie i w zasadzie to wszystko. Żaden zawodnik nie miał problemów. U nas nie ma tych przeciążeń - takich jak w short tracku…

Marek Sewastianik: U nas najczęściej są to powiedzmy urazy "około więzadłowe" - czyli więzadło kolanowe przednie lub też aparat więzadłowy - bo łyżwa jest płytko zapięta, nisko - w związku z tym aparat więzadłowy, w obrębie stawu skokowego również może się uszkadzać. Mogą się też zdarzać takie rany tłuczone. Stroje są tak zabezpieczone, żeby jednak do cięć nie dochodziło. Na przykład - kołnierzyk przy szyi, bo tutaj są tętnice, które są na zewnątrz i to by było bardzo niebezpieczne, gdyby do takiego urazu doszło. Natomiast przy takich uderzeniach, gdzie na przykład w short tracku - trzy zawodniczki potrafią upaść, to zdarzają mocne stłuczenia czyli dociśnięcia mięśnia do tkanki kostnej i tam natychmiast powstaje pod spodem duży stan zapalny, który natychmiast trzeba zabezpieczać, żeby nie doszło do jakichś trwałych odwłóknień w obrębie mięśnia.

Arkadiusz Skoneczny: Ja jeszcze powiem o short tracku. To jest podobna dyscyplina, też ścigamy się na łyżwach, ale jest tu zupełnie inna specyfika…Tu zawodnicy pracują na wysokiej intensywności. Dziennie zawodnicy maja trzy starty, gdzie są to starty eliminacyjne. W short tracku zawodnik w ciągu sezonu wykonuje 250 startów - to są ogromne przeciążenia. I taką ciekawostkę jeszcze dodam, że najlepsza obecnie holenderska łyżwiarka, która zakwalifikowała się na 3 kilometry i 1500 metrów jest zawodniczką short tracku i jeździ na długim torze. I tak będzie startowała na igrzyskach… (Jorien Ter Mors zdobyła złoty medal na 1500 metrów na długim torze, była czwarta na krótkim - przyp. red.). 

Grzegorz Jasiński: Wspomniał pan o tajemnicach sprzętowych w short tracku. Może rozwińmy - jak te zabezpieczenia wyglądają, czy te tkaniny faktycznie są jakieś szczególne, specjalne. Co tam można jeszcze zrobić, żeby tych zawodników ochronić?

Tomasz Staniszewski:…w niektórych specyfikacjach pojawia się, że tkanina ma być odporna na cięcia na przykład. Czy to jest faktycznie sprawdzalne?

Marek Sewastianik: Tak, dlatego, że jeżeli uszkodzeniu ulegają jakieś części ciała, to są przeważnie odkryte. Chociaż są rękawice czy kaski - to pech czy też szczęście zawodnika polegało na tym, że nie odwrócił głowy, bo cięcie dotyczyło samej kości czołowej. Mimo że jest kask, są okulary. Dobrze, że łyżwa nie zahamowała na oku, czy nie wylądowała na kości skroniowej, która jest znacznie delikatniejsza niż kość czołowa. Te zabezpieczenia są właściwe i przeważnie dotyczą tych części, gdzie mamy odkrytą sytuację, jeżeli chodzi o silnie unaczynienie - czyli nerwy, naczynia typu żyła czy tętnica i to dotyczy szczególnie zabezpieczeń na stawach łokciowych, w okolicach pachwin, tam, gdzie może się coś wydarzyć w dole podkolanowym - tam, gdzie może wejść łyżwa i bezpośrednio pod skórą jest ukrwienie i to duże naczynia tętnicze czy żylne. Zabezpieczenia są dobre. Do tej pory nie zdarzało się dotychczas - przynajmniej w naszym zespole - by coś poważnego się wydarzyło poza jakimiś drobnymi cięciami.

Grzegorz Jasiński: To jest dyscyplina sportu, w której jest silna "niesymetryczność". Zawodnicy mają lekko skrzywione łyżwy, jeżdżą po torze zawsze w lewo - czy w postawie zawodniczek czy zawodników widać jakakolwiek różnicę, mówiąc krótko, czy mają jedną nogę grubszą od drugiej?

Marek Sewastianik: Zawodnicy czasami sobie żartują wychodząc na lód - mówią - "Pamiętaj w lewo!", żebyś pojechał dobrze. Rzeczywiście pewien dysonans w linii kręgosłupa występuje, natomiast są ćwiczenia, które mają to zabezpieczyć, zawodnicy wykonują je pod nasze dyktando, po to, by ciało zachować w symetrii. Rzeczywiście noga wewnętrzna pracuje na dużym skróceniu, noga zakroczna robi dużą pracę ekscentryczną, ale ważnym elementem całości jest też to, by utrzymać równowagę w zakrętach. Oni bardzo dużo pracują tym ośrodkiem równowagi. Jednocześnie ogromny dynamizm, zwłaszcza w nawrotach, gdy wchodzą w zakręty, gdy trzeba się utrzymać, żeby się nie wywrócić. Upadki są nie na prostej, ale właśnie na wirażach, gdzie jeden drugiego chce wyprzedzić zawodnika i tutaj jakieś kłopoty się zaczynają. A nad asymetrią tego sportu - my pracujemy. To rzeczywiście jest obciążające, staramy się to wyrównywać zabiegami manualnymi i odpowiednią dawką zabiegów prewencyjnych.

Grzegorz Jasiński: Wspomniał pan o roli błędnika i o tym, że trzeba utrzymywać koordynację i równowagę. Czy tutaj są jakieś możliwości dodatkowego ćwiczenia, czy też na przykład po serii treningów czy zawodów - "wyprostowania" zawodnika, żeby nie chodził w lewo po korytarzu…

Marek Sewastianik: Oczywiście łącznie. W tej chwili bardzo dobrą rolę pełni trener przygotowania fizycznego. To są koledzy, którzy mają bardzo dobre doświadczenie w obrębie wyrównywania tymi ćwiczeniami pewnych dysfunkcji, które pojawiają się w trakcie treningu. Jeżeli jest to proces leczenia - to fizjoterapia, jeżeli coś mamy wyrównywać w sensie profilaktycznym, to właśnie często jest to trener przygotowania fizycznego, który te zadania prowadzi. Oczywiście są różnego rodzaju ćwiczenia równoważne, sensomotoryczne, które można zawodnikowi poprowadzić tak, że rzeczywiście łączenie między móżdżkiem, który zarządza - bo zanim kora mózgowa chce - to móżdżek, ta część mózgu z tyłu powoduje to, że idealnie człowiek utrzymuje postawę. Nawet, jeżeli chodzimy to używamy tych części. Czasami, jeżeli ruch chcemy precyzyjnie wykonać - łyżwiarz chce wyprzedzić szybko na zakręcie, hop hop i już jest na pierwszym miejscu, czy długopis chcemy podnieść i zacząć pisać - to może nie ma nawet wrażenia, bo nie jesteśmy w stanie nad tym zapanować, że najpierw to móżdżek decyduje, że jest to precyzyjny ruch - do kory mózgowej, a dopiero potem do ręki. Tak samo te ćwiczenia dają taką integrację między mózgowiem a dopiero potem układem mięśniowym. To mięsień decyduje o tym jaki jest efekt końcowy - ale mózg o tym, jak to jest wykonane.

Grzegorz Jasiński: Nasi zawodnicy, którzy startują na tym ekstremalnym dystansie 1500 metrów mówili nam, że na koniec lekko odchodzi się od zmysłów…

Tomasz Staniszewski: ... i że boli, bardzo… Wszędzie, całe ciało…

Grzegorz Jasiński: … więc proszę nam powiedzieć, jak długo trzeba ich doprowadzać do stanu używalności, jak długo trwa masaż - po to, żeby to zakwaszenie organizmu spadło do akceptowalnego poziomu?

Arkadiusz Skoneczny: Zawodnicy są przygotowani do tych startów - tak jak już mówiłem. Wiadomo, odczuwają ból po każdym zakończonym biegu. Po tym dystansie zazwyczaj "rozkręcają" na rowerze albo biegają - wtedy funkcje krążeniowe same dochodzą do siebie i dopiero wtedy przychodzą do nas. Zazwyczaj masujemy zawodnika 30 minut. Ten zakwas - kwas mlekowy, który się wydzielił - przepychamy go troszkę do układu krążeniowego i zawodnik tak naprawdę wieczorem jest zregenerowany. Następnego dnia może być gotowy do następnych startów.

Grzegorz Jasiński: To nie jest zdrowe dla organizmu takie zakwaszanie, a potem odprowadzanie kwasu mlekowego. Dla organizmu nie jest obojętne, ale to jest jak rozumiem - element życia sportowca?

Arkadiusz Skoneczny: No tak, to jest wpisane w ich zawód. Oni to uwielbiają robić i dlatego się poświęcają. Każdy z nas jakąś ciężką pracę fizyczną w swoim życiu wykonał i wie, co to znaczy mięśnie zakwaszone. Nie da się chodzić, ręką ruszyć, ale jak powiedziałem, oni są na tyle wprawieni, że tylko w okresie przygotowawczym doprowadzają się do takiego stanu. Teraz w okresie startowym już nie mamy takiego stanu, że nie mogą nogą ruszyć.

Marek Sewastianik: Ja dodam, że plusem tego, że tak ciężko pracują, jest też to, że często państwo słyszą, że sportowiec szybciej dochodzi do formy po urazie, którym najpierw zajmują się lekarze, potem my się nim zajmujemy. Tylko dlatego, że ktoś od wczesnych lat dziecięcych uprawia sport - jest osobą wysportowaną, zaangażowaną ruchowo - powoduje to dużą ilość komórek dodatkowych, które mamy dane od urodzenia. Możemy je zaniedbać albo je wzmocnić. Poprzez sport wzmacniamy te komórki satelitarne, które są rozmieszczone w poszczególnych mięśniach i jeżeli jest uraz - one zaczynają dla nas pracować. I szybciej sportowcy dochodzą do formy, rzeczywiście. Jeżeli ktoś wybrał karierę pod hasłem - leżymy na kanapie, operujemy pilotem - to jego dochodzenie do formy i pełnego wyleczenia jest znacznie dłuższe. Tak, że warto - mimo wszystko. Jest pewna biochemia w organizmie, która daje efekty bólowe - bo to jest dosłownie fabryka biochemiczna, żywa - czyli człowiek.