Brązowy medal polskiej drużyny łyżwiarek szybkich był w Vancouver niespodzianką. Przed Soczi zarówno kobiety, jak i mężczyźni udowodnili, że w biegach drużynowych mają realne szanse na podium. W biegach ćwierćfinałowych i panie i panowie zmierzą się dziś z drużynami z Norwegii. By marzyć o medalach, muszą zwyciężyć.

Złoty medal lidera zespołu, Zbigniewa Bródki na 1500 metrów i dobra postawa "trzeciego" Jana Szymańskiego na tym dystansie zwiększają nasze nadzieje. Kluczowa okaże się dyspozycja drugiego w zespole, Konrada Niedźwiedzkiego, który w czasie swojego biegu na 1500 metrów doznał kontuzji.

Optymizm w przypadku pań może być nawet większy. Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska i Natalia Czerwonka, która zastąpi w drużynie medalistkę z Vancouver, Katarzynę Woźniak, jeżdżą znacznie szybciej, niż przed czterema laty.

Z naszymi panczenistami spotkaliśmy się w czasie przygotowań w Zakopanem. Konrad Niedźwiedzki i Zbigniew Bródka w rozmowie z Grzegorzem Jasińskim i Tomaszem Staniszewskim mówią o tym, czym bieg drużynowy różni się od biegów indywidualnych, jak dobiera się odpowiednią taktykę, czy można "ukryć" zawodnika, który w danym dniu jest w słabszej dyspozycji.

RMF FM: Chcemy zapytać o kulisy biegu drużynowego. Jeździcie razem, wiecie w jakiej danego dnia jesteście formie, czy ustalacie przed biegiem jakąś taktykę? Ktoś czuje się mocniejszy, ktoś słabszy, zdajecie sobie sprawę, że kogoś trzeba będzie trochę "holować"... Każdy stanowi przecież osobny fragment układanki.

Zbigniew Bródka: Dokładnie, trzeba to wszystko poskładać. Spotykamy się, rozmawiamy o swojej dyspozycji, o tym, jak ustawić bieg, kto będzie zaczynał, kto ile będzie prowadził, co możemy zrobić, jeśli ktoś będzie w słabszej dyspozycji, nie będzie mógł swojej zmiany pojechać. Mamy wtedy umówione znaki, żeby osoba mocniejsza, lepiej czująca się danego dnia poprowadziła drużynę. To jest analizowane przed biegiem, przede wszystkim na podstawie wyników, które osiągamy w startach indywidualnych...

Konrad Niedźwiedzki: 1500 metrów to dystans, który w tym roku biegamy indywidualnie przed biegiem drużynowym i to jest nasz mały test, kto, jak się czuje. zazwyczaj jedziemy w składzie Zbyszek Bródka, Janek Szymański i ja. Mamy taktykę, którą już kiedyś omówiliśmy. Ta taktyka dość dobrze funkcjonuje. Czasem zdarzają się sytuacje awaryjne, jak w Salt Lake City, gdzie Janek nam wypadł, był chory, musieliśmy przebudować taktykę i nie poszło to najlepiej. Ale decyzje trzeba podejmować na bieżąco przed startem, albo nawet w trakcie biegu, gdy ktoś krzyknie "ok", "mogę pociągnąć", albo "może ty pociągniesz", wyjdziesz na zmianę. Tak to się odbywa.

Jakie są te sygnały? Pokrzykujecie na siebie? Macie jakieś tajemnicze znaki?


Zbigniew Bródka: To są proste słowa, ktoś krzyknie "mogę", albo schodzimy ze zmiany i puszczamy następnego. To proste znaki, nie trzeba nic wielkiego. Jeśli prowadzę i czuję, że to już za dużo, powinienem zejść w bok i wcześniej puścić następnego, żeby utrzymać tempo biegu...

Na ile można "ukryć" zawodnika, który danego dnia jest w słabszej formie. Na ile można mu pomóc, na ile jazda za jednym, dwoma zawodnikami jest łatwiejsza, niż na prowadzeniu?

Konrad Niedźwiedzki: Można przyjąć różne warianty. Z reguły, jeśli ktoś ma problem, to prowadzi krócej, nie idzie na pierwszą zmianę, albo na koniec. My z reguły jedziemy po 600 metrów, można zmienić to tak, że ten słabszy jedzie - powiedzmy 400 metrów. Staramy się go odciążyć, żeby prowadził krócej i żeby nie musiał prowadzić w kluczowych momentach. To są tak duże prędkości, że trzeba być dobrze przygotowanym, mieć dobre nogi, by się nawet utrzymać z tyłu...

Nie może być tak, że jeden zawodnik przejedzie ciągle z tyłu?

Zbigniew Bródka: W przepisach nie ma takiej reguły, że każdy musi prowadzić, ale w praktyce, żeby osiągnąć dobry wynik cała trójka musi być mocna, każdy musi dołożyć swoją cegiełkę, pokazać, że jest przydatny, że jest częścią tej drużyny. Wtedy możemy walczyć o najwyższe lokaty, w innym przypadku to jest jałowy przejazd...

To się wszystko odbywa bardzo szybko, prędkości są olbrzymie, jedziecie w trójkę, musicie na siebie nawzajem uważać. Co do was w czasie biegu dociera? Czy wiecie, czy prowadzicie, czy jedziecie wolniej? Co z przekazu trenera do was dociera?

Konrad Niedźwiedzki: Najważniejsze są nasze czasy rund, które trenerzy nam pokazują. Pokazują też międzyczasy drużyny, która nas interesuje i jechała na przykład przed nami. Przed biegiem ustalamy sobie też, że na przykład powinniśmy jechać 27 sekund z małym hakiem. Staramy się to egzekwować. Trenerzy pokazują, jak jest. Drugi trener czasem pokrzykuje, że nam brakuje, albo jest dobrze, że powinniśmy jechać bliżej...

Wydawało się, że w Berlinie zaczęliście nieco wolniej, a potem zwiększyliście tempo. Czy taka taktyka była od początku, czy po chwili daliście sobie znać, że jednak musicie jechać szybciej?

Zbigniew Bródka: Założenie było takie, by za szybko nie zacząć bo mimo wszystko bieg jest dość długi i można - mówiąc kolokwialnie - przegrzać się na początku i nie wytrzymać końca. A tak naprawdę najważniejsze są te ostatnie rundy, jeśli oczywiście potrafi się odpowiednio szybko je pojechać. Wtedy można osiągnąć dobry wynik. My staramy się jechać dość równo, żeby czas był jak najlepszy, ale by te ostatnie rundy były też najmocniejsze. O ile to oczywiście jest możliwe. Z przyczyn fizjologicznych tempo spada, chodzi o to, by spadało jak najmniej.

Wszyscy kibice, którzy interesują się łyżwiarstwem szybkim wiedzą, że tu jest taka jedna szczególnie silna ekipa, Holandia. To pomarańczowe jest zawsze z przodu. Ale można odnieść wrażenie, że za Holandią już może być biało-czerwono? Jak Panów zdaniem wygląda teraz siła poszczególnych zespołów, jak silni czujecie się w tej stawce?

Konrad Niedźwiedzki: Ja myślę, że Holendrzy na pewno są faworytami, maja najmocniejszą drużynę. To jest naprawdę drużyna na złoty medal. Dalej są bardzo mocni Koreańczycy, którzy bardzo równo w tym roku jeździli. Jeśli Amerykanie są w bardzo mocnym składzie i w dobrej dyspozycji to też mogą walczyć o medal. Myślę, że zaraz za nimi, nie zawahałbym się powiedzieć, my tam depczemy im po piętach i mamy szanse z nimi rywalizować. W Berlinie, w Pucharze Świata z Holendrami i Koreańczykami nie udało nam się wygrać, ale z Amerykanami tak. Bieg drużynowy będzie pod koniec. Koreańczycy zawsze jeżdżą na świeżo, żaden z nich nie jedzie na 1500 metrów, ani żadnego innego biegu, który my jeździmy. W Soczi będzie inaczej bo tam będą też biegi na 5000 metrów i 10000 metrów, więc to wszystko może się pozmieniać. Myślę, że jesteśmy taką drużyną, która ma na pewno potencjał żeby się wdrapać na podium.