15 stopni na plusie w nadmorskim olimpijskim parku, nawet 10 w rejonie górskiej Krasnej Polany. Będąc w Soczi ciężko zapomnieć, że to pierwsze zimowe igrzyska zorganizowane w subtropikalnym klimacie. Dziennikarze i kibice nie narzekają - zawodnicy niestety mają swoje powody.

Od dwóch dni na przygotowanie rynny do halfpipe’a skarżyli się snowboardziści. Dziurawa, miejscami bardzo miękka, po prostu do bani - mówili mistrzowie tej konkurencji z Amerykaninem Shaunem Whitem na czele. Organizatorzy robili, co mogli, ale z naturą tak łatwo nie wygrasz. Wiele nie poprawiono, a zawody skończyły się wielką sensacją: White nie zdobył żadnego medalu. Dla Amerykanów to nokautujący cios - wyobraźmy sobie na przykład, że żaden z polskich skoczków nie wchodzi do drugiej serii olimpijskiego konkursu.

Złe warunki dają się też we znaki narciarzom. W biegowym sprincie wywrócili się wczoraj Sylwia Jaśkowiec i Maciej Staręga, a jeśli komuś takie nazwiska nie wystarczą, to dorzucę jeszcze Marit Bjoergen, która z tego powodu przegrała medal. Groźnie wyglądające spotkania z podłożem miały też narciarki startujące w slopestyle’u oraz alpejki, które rywalizowały dziś w zjeździe.

Z jednej strony można powiedzieć, że każdy ze sportowców startuje przecież w tych samych warunkach, a natura to nieodłączna część sportu - szczególnie tego rozgrywanego w zimowej górskiej scenerii. Jednak gdzie zawodnicy powinni spodziewać się perfekcyjnie przygotowanych aren, jak nie na igrzyskach! I za to należy się Rosjanom jak na razie największy minus.

Ale żeby nie kończyć wpisu tak pesymistycznie, przypomnę o jednym z plusów: widoki. To okolica biathlonowego centrum Laura: