Nieco ponad tydzień temu w Zakopanem Stefan Hula ogłosił zakończenie długiej sportowej kariery. Skoczek narciarski długo czekał na swój moment. Niejednokrotnie krytykowany przez kibiców cierpliwie i wytrwale nad sobą pracował. Ma w dorobku olimpijski medal w drużynie. Indywidualnie nigdy nie stał na podium a od ogromnego sukcesu dzielił go tylko jeden skok. „Czy gryzie mnie ten konkurs indywidualny ze skoczni normalnej? Coraz mniej. Im częściej o tym mówię, to łatwiej mi to przychodzi i już się tak nie denerwuję”- mówi Hula w rozmowie z RMF FM.

Stefan Hula w Pucharze Świata zadebiutował kilkanaście lat temu. Długo czekał na sukcesy. Przez lata pozostawał w tle. Jak mówi, przez cały ten czas wsparciem była dla niego rodzina.

Mam wspaniałą żonę, która dzięki Bogu to wszystko rozumiała. Wiedziała, jak bardzo kocham ten sport i że się temu poświęcam. Dziękuję, że by na tyle wyrozumiała i pomagała mi nie raz przejść przez trudne sytuacje. Motywowała mnie, wspierała, była cierpliwa. Musiała dużo rzeczy sama ogarniać, jeśli chodzi o domowe obowiązki. Dzieciaki zawsze też, jak wracałem do domu, nie odstępowały mnie na krok. Dawały mi dużo uśmiechu, radości. Mogłem się zrelaksować w domu. Rodzina dała mi podczas kariery same dobre rzeczy - mówi były skoczek narciarski.

"Nie skupiałem się na krytyce"

Niejednokrotnie w stronę Huli po nieudanych występach płynęły nieprzychylne czy wręcz chamskie komentarze ze strony kibiców.

Starałem się od tego odciąć. Nie skupiałem się na krytyce i nieprzyjemnych komentarzach. Zależało mi na tym, żeby myśleć o treningach, o sobie. Miałem też poczucie, że jeśli w skokach nie do końca pójdzie, to mam kochającą rodzinę. Gdyby nie mój upór, cierpliwość i wytrwałość nie miałbym medali, tego wspaniałego sezonu, wspaniałych wspomnień. Warto było być upartym i przetrwać to wszystko - zaznaczył

Wreszcie przyszedł sezon 2017/2018, który był dla Huli zupełnie wyjątkowy. Zaczął skakać jak nigdy wcześniej i to zaowocowało dwoma medalami w drużynie: podczas mistrzostw świata w lotach i podczas igrzysk olimpijskich w Pjongczangu. Co spowodowało tak dużą zmianę?

Przede wszystkim dobrze zadziałała strona mentalna. Nie robiłem nic na siłę. Nie narzucałem sobie presji. Wszystko działo się bardzo spokojnie. Nie myślałem o igrzyskach. Od początku sezonu zaczęło mi się dobrze skakać. Porównywałem się do naszych najlepszych zawodników i wiedziałem latem podczas treningów, że jestem blisko nich. Później cała zima była bardzo równa, na dobrym poziomie. W Korei czułem się pewny siebie. Nieco wcześniej w Zakopanem zająłem 4. miejsce a w Willingen 6. To mówiło, że w Pjongczangu mogę być wysoko - wspomina Hula.

"Już się tak nie denerwuję"

Pierwszy olimpijski konkurs na skoczni normalnej to wydarzenie, które przeszło do historii polskich skoków narciarskich. Na półmetku Hula był niespodziewanym liderem po fantastycznym skoku. Ostatecznie skończyło się piątą lokatą po bardzo trudnej, długiej i nerwowej serii finałowej.

Z tego, co pamiętam, byłem spokojny, choć czekanie na drugi skok było denerwujące, przedłużało się. Było bardzo zimno, zdejmowali zawodników z belki z powodu wiatru. Pamiętam, że po tym skoku wiedziałem, że brakowało mi (odległości - przyp. red.) do zielonej kreski, ale byłem pewny, że skok był wystarczająca dobry, by znaleźć się na podium. Pierwsze dni po tym konkursie nie były proste. Chodziliśmy z kwaśnymi minami, poczuciem niedosytu. Na szczęście szybko wróciliśmy na dużą skocznię na treningi, ale tam nie czułem się dobrze. Może było 15. miejsce, ale miałem świadomość, że popełniałem błędy. Na miejsce przyleciała wtedy moja żona z moją siostrą i znajomymi. Dzięki temu łatwiej skakało się w drużynie. Medal z igrzysk to bardzo cenna rzecz a czy gryzie mnie ten konkurs indywidualny ze skoczni normalnej? Coraz mniej. Im częściej o tym mówię to łatwiej mi to przychodzi i już się tak nie denerwuję - wspomina Hula, który tuż po obejrzeniu końcowych wyników otoczony przez kolegów z reprezentacji był wtedy chyba najsmutniejszym człowiekiem na świecie.

Atmosfera w kadrze

A jak przez lata startów w Pucharze Świata układała się z perspektywy Huli atmosfera w reprezentacji? Skoczkowie spędzają wspólnie wiele miesięcy. Pochodzący ze Szczyku zawodnik przyznaje, że z kolegami zawsze czuł się bardzo dobrze, choć co oczywiste bywały lepsze i gorsze momenty.

Dużą część kariery w Pucharze Świata spędziłem raczej z tymi samymi ludźmi. Zawsze byliśmy gdzie koło siebie. Są lepsze i gorsze dni to normalne. Można być już zmęczonym nawet towarzystwem, bo spędzaliśmy mnóstwo czasu ze sobą. Nie dochodziło jednak do większych napięć czy kłótni. Oczywiście były momenty kryzysowe. Trzeba było coś przegadać w grupie, ale atmosfera zawsze była bardzo dobra - mówi.

Pomysł na przyszłość

Na pewno pojawi się nostalgia za skakaniem. Teraz to wszystko jest świeże. W poprzednich latach po odpoczynku po sezonie chciałem wrócić na skocznię i pewnie poczuję coś takiego, ale na razie nie zastanawiam się nad tym, co stanie się za kilka miesięcy. Mam nadzieję, że do tego czasu moja głowa będzie już zajęta innymi obowiązkami. Na pewno będą pomagał żonie przy szyciu kombinezonów. Jak najbardziej chcę zostać przy skokach. To całe moje życie, ale na razie nie mogę powiedzieć jeszcze nic więcej - zastrzegł.

Czekamy zatem na decyzje Huli dotyczące przyszłości po zakończeniu kariery. Na pewno jego doświadczenie i historia mogą zainspirować młodych sportowców. Nie tylko skoczków narciarskich.

Opracowanie: