Kilka tysięcy osób wzięło udział w marszu Komitetu Obrony Demokracji w związku z rocznicą wybuchu stanu wojennego. Po przemówieniu lidera KOD-u Mateusza Kijowskiego tłum odśpiewał hymn Polski. "Solidarność to jest to, co łączyło nas wtedy i łączy nas dzisiaj" - powiedział lider KOD Mateusz Kijowski.

My jesteśmy tu jako Europejczycy, tak się czujemy, jeszcze! i będziemy, jeśli Unia nas nie wyrzuci po tym, co wyprawiają szaleńcy, cel tego marszu jest taki, żeby pokazać, że nie zgadzamy się z obecną władzą - mówili manifestujący.

Buntujemy się przeciwko temu, co dzieje się teraz w Polsce, z tym się nie zgadzamy, popieramy wolność i swobodę, i demokrację - a nie to, co się dzieje - usłyszał nasz reporter Michał Dobrołowicz.

Oni walczyli o wolność, o godne życie, o gospodarkę opartą o zdrowe zasady rynkowe - mówił o ofiarach stanu wojennego lider KOD Mateusz Kijowski. Dziś po trochu musimy zacząć walczyć o to samo - powiedział rozpoczynając marsz "Stop dewastacji Polski".

Solidarność to jest to, co łączyło nas wtedy i łączy nas dzisiaj - powiedział Kijowski - Stan wojenny to było wielkie zło. Ponad 100 śmiertelnych ofiar, tysiące ludzi ze złamanym życiem, utraconym zdrowiem.

Zgromadzeni uczcili minutą ciszy pamięć ofiar stanu wojennego.

Władysław Frasyniuk mówił, że w miejscu skąd rusza marsz KOD, gdzie była siedziba KC PZPR, uczestnicy manifestacji "oddają hołd ofiarom stanu wojennego".

Chcemy z tego miejsca powiedzieć wszystkim tym, którzy byli represjonowani: pamiętamy - powiedział i wezwał zebranych do pokazania gestu zwycięstwa. Pamiętamy - skandowali zebrani.

Następnie zebrani odśpiewali hymn, a później marsz ruszył przed siedzibę PiS. Na czele marszu szła grupa bębniarzy, za nimi widać było transparent adresowany do szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego: "13 grudnia spałeś do południa", a także transparent z napisem "Wolność, kocham i rozumiem". 

Uczestnicy demonstracji Komitetu Obrony Demokracji przeszli obok pikiety organizowanej przez Związek Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym. Obie grupy starały się nawzajem przekrzyczeć, nie doszło do incydentów.

Kiedy manifestacja przechodziła obok stacji metra Centrum z pobliskiego budynku ktoś rzucał w uczestników torebkami z wodą. 

Kiedy uczestnicy marszu KOD dotarli przed siedzibę PiS przy ul. Nowogrodzkiej, krzyczeli "Wolność, równość, demokracja".

Przed siedzibą PiS wystąpił działacz PiS Krzysztof Łoziński. Oskarżają nas, że jesteśmy komuniści, złodzieje, esbecy, nie wiadomo co. Jak na razie to ja jestem członkiem honorowym Solidarności, a Piotr Duda nie - mówił Łoziński.

Pokazał zgromadzonym m.in. swoją opaskę strajkową z sierpnia 80 r. oraz - jak mówił - opaskę swojej matki z powstania warszawskiego. Zachęcał zgromadzonych do przynoszenia tego typu gadżetów na manifestacje.

To my jesteśmy kontynuacją Solidarności, a nie to "śniadkowo-dudowe", jakiś erzac. Co to za związek zawodowy, który jest lizusem złego rządu? To chyba zaprzeczenie związku zawodowego - przekonywał Łoziński. "Zwyciężymy" - mówił, a zgromadzeni zaczęli skandować to hasło.

Policja: nie szacunki dotyczące liczby uczestników manifestacji powinny być dzisiaj najważniejsze

"W przygotowaniu zabezpieczenia wszystkich manifestacji uwzględnialiśmy liczby podane przez organizatorów składających wniosek o rejestrację zgromadzenia w Urzędzie Miasta. Z uwagi na specyfikę tego dnia, na jego charakter i na fakt, ze obchodzimy 35. rocznice stanu wojennego, nie chcemy, aby poświęcenie wielu ludzi i ofiara, jaką złożyli 35 lat temu, zostały przesłonięte przez statystykę i różnice w szacunkach, jakie niejednokrotnie po zabezpieczaniu manifestacji miały miejsce w debacie publiczne" - czytamy w komunikacie stołecznej policji.

Jak nieoficjalnie dowiedzieli się reporterzy RMF FM, z raportu warszawskiej policji wynika, że w marszu KOD-u udział wzięło 5 tysięcy osób, a w demonstracji PiS-u 3 tysiące. Inne dane podaje warszawski Ratusz. Według niego 25 tysięcy osób brało udział w zgromadzeniu sympatyków Komitetu Obrony Demokracji, a 3 tysiące w pikiecie Prawa i Sprawiedliwości.

(j.)