Ameryka na początku niezbyt rozumiała przemiany zachodzące w Tunezji i Egipcie. W tej chwili już wie, że mamy do czynienia z falą rewolucyjną przebiegającą przez wiele krajów arabskich. (...) Ameryka jest w ślepym zaułku - nawet nie wie, czy są jacyś organizatorzy ponadlokalni tych wszystkich ulicznych demonstracji i zamieszek, z którymi można by rozmawiać - mówi politolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Tomasz Fenske: Czy Ameryka w ogóle wie, jak się zachować w kontekście burzy, która przetacza się przez kraje arabskie?

Prof. Roman Bäcker: Ameryka na początku niezbyt rozumiała przemiany zachodzące w Tunezji i Egipcie, dlatego dążyła do w miarę łagodnego przebiegu albo przejmowania władzy, albo uspokojenia sytuacji. Stąd też takie umiarkowane, warunkowe poparcie na przykład dla Mubaraka. W tej chwili Ameryka już wie, że mamy do czynienia z falą rewolucyjną przebiegającą przez wiele krajów arabskich i być może również inne, muzułmańskie. Tym samym wypracowuje sposób postępowania.

Tomasz Fenske: To znaczy?

Prof. Roman Bäcker: Ameryka chce niewątpliwie, by w tych wszystkich krajach były nie tylko rządy demokratyczne, ale także przyjazne Ameryce. Jedno z drugim nie jest tak ściśle związane, jak w Europie postkomunistycznej. Tym samym podchodzi do tych przemian rewolucyjnych z dużym sceptycyzmem. Amerykańska dyplomacja musi z naturalnych powodów popierać dążenia demokratyczne i z naturalnych powodów musi być powściągliwa, kiedy te przemiany mogą się skończyć tak, jak w Iranie w 1978 roku, czyli gwałtownymi, antyamerykańskimi nastrojami całej ludności. Jeżeli ma się taki dylemat, to najlepiej w tej sytuacji milczeć i robić wszystko, żeby się nie narazić żadnej ze stron.

Tomasz Fenske: W Libii już około 200 zabitych... Ameryka milczy, mimo że naród domaga się reakcji.

Prof. Roman Bäcker: Ameryka milczy, bo jeśli poprze przemiany narodu libijskiego, to tym samym Kaddafi - jeśli w tej "rundzie" zwycięży - będzie skrajnie, jeszcze bardziej antyamerykański. Już w tej chwili zagroził retorsjami Unii Europejskiej. Jeżeli tak, to po prostu woli milczeć, niż cokolwiek robić. Oczywiście jest to sytuacja bardzo zła dla Ameryki. Ale też Ameryka jest w ślepym zaułku - ona nawet nie wie, czy są jacyś organizatorzy ponadlokalni tych wszystkich ulicznych demonstracji i zamieszek, z którymi można by rozmawiać. Jak nie ma z kim rozmawiać, jak nie wiadomo, kto to są ci ludzie, jak oni myślą, to tym samym nie ma możliwości ustalania jakiegoś sensownego stanowiska.

Tomasz Fenske: I nie będzie reakcji? Prezydent Obama nie zajmie stanowiska?

Prof. Roman Bäcker: Stany Zjednoczone po prostu czekają, aż sytuacja sama się wyjaśni: czy te wydarzenia przekształcą w zwycięską rewolucję, czy Kaddafi utopi demonstracje w morzu krwi, tak jak to już bywało wielokrotnie w różnych krajach w historii. Jeżeli będzie pierwszy wariant to, oczywiście, Stany będą popierały demokratyczne przemiany. Jeżeli drugi to, po pewnych słowach oburzenia, biznes będzie szedł jak zwykle, bo Libia ma przecież ogromne złoża ropy naftowej.

Tomasz Fenske: Kaddafi jeszcze bardziej antyamerykański... więc jaki? Odmawiający ropy naftowej?

Prof. Roman Bäcker: Kaddafi musi sprzedawać ropę naftową, bo jeżeli nie będzie sprzedawał to będzie katastrofa ekonomiczna, która może spowodować jeszcze większe problemy niż w tej chwili posiada. Jakby mógł mieć większe... (uśmiecha się). Natomiast Kaddafi był już zdolny do wielu rozmaitych działań i wspierał różne działania antyamerykańskie, może w takiej sytuacji przyłączyć się do takich działań, i to z jeszcze większą siłą. Antyamerykańskość jest stopniowalna, tak samo, jak miłość do Ameryki.