"Muammar Kadafi nie jest celem koalicji sił międzynarodowych" - twierdzi admirał William Gortney. Wojska biorące udział w operacji nie chcą zatrzymać libijskiego przywódcy. Interwencja ma na celu jedynie ochronę ludności cywilnej. W Pentagonie odbyła się specjalna konferencja prasowa. Zorganizowano ją dokładnie dobę po rozpoczęciu nalotów na Libię.

William Gortney podkreślił, że siły koalicji nie bombardują siedziby Kadafiego, bo nie jest on celem ataków. Niszczone były jedynie obiekty wojskowe, które zagrażają ludności cywilnej.

Admirał nie chciał ujawnić ile samolotów wysłano do Libii. Wiceadmirał amerykańskiej marynarki dopytywany o to, jak w najbliższych dniach będzie wyglądała operacja powiedział, że taktyka sił pozostanie tajemnicą.

Nieoficjalnie mówi się jednak, że w nocy w niedzieli na poniedziałek dojdzie do kolejnych ataków. Gortney potwierdził, że w operacji udział biorą wojska Wielkiej Brytanii, Francji, USA, Włoch, Hiszpanii oraz Kataru, ale zastrzegł, że w najbliższych dniach do koalicji przyłączą się kolejne państwa.

Admirał William Gortney nie chciał odpowiadać na pytania o koszty całej operacji. Skwitował, że uderzenie sił koalicyjnych było bardzo skuteczne i w znacznym stopniu obniżyło zdolności systemu obrony powietrznej Libii.

Amerykańskie i brytyjskie okręty wystrzeliły od soboty 124 pociski Tomahawk do 22 obiektów na libijskim wybrzeżu. Koalicja sił międzynarodowych przystąpiła do operacji "Świt Odysei". Ataki są skierowane na stanowiska obrony przeciwlotniczej sił Kadafiego w okolicach Trypolisu i Misraty.